Rząd pracuje nad ustawą, która ma „odbetonować" polskie miasta. Dzięki temu zmiany klimatu mają być mniej dotkliwe. Polski Związek Firm Deweloperskich (PZFD) uważa, że niektóre proponowane rozwiązania mogą doprowadzić do paraliżu inwestycyjnego w centrach miast. Apeluje o zmiany.
Nowe prawo – tak, ale bardziej elastyczne
Chodzi o projekt ustawy o inwestycjach w zakresie przeciwdziałania skutkom suszy, czyli tzw. specustawę antysuszową. Przewiduje on, że inwestor może zabudować działkę miejską pod warunkiem, że zostawi na niej 30 proc. powierzchni biologicznie czynnej, w tym 15 proc. gruntu rodzimego. Dziś to władze miasta decydują w miejscowych planach zagospodarowania przestrzennego lub w warunkach zabudowy, ile tego typu powierzchni powinno pozostać na działce budowlanej. Z reguły w śródmieściach jest jej do 10 proc., poza centrami – do 40 proc. Przy czym samorządów nie interesuje specjalnie, ile jest w tym gruntu rodzimego.
– Susza to poważny problemem, z którym trzeba walczyć. Rozumiemy więc potrzebę zwiększania retencji wody, ale nie można proponować rozwiązań, które są oderwane od życia. Rząd, narzucając tego typu wymogi w specustawie antysuszowej, zablokuje inwestycje w centrach miast – ostrzega Konrad Płochocki, członek zarządu PZFD.
Według niego mają one sens na pewno w wypadku domów jednorodzinnych, ale nie biurowców czy budynków mieszkalnych w śródmieściach.
– Nie jesteśmy w stanie spełnić obowiązku dotyczącego gruntu rodzimego. Deweloper musi zapewnić odpowiednią liczbę miejsc parkingowych. Podziemny garaż zajmuje najczęściej całą działkę. Nawet jeżeli posadzimy na nim drzewa, krzewy lub posiejemy trawę, to nie będą rosły na gruncie rodzimym, tylko na ziemi nasypanej na płytę garażu. Dlatego uważamy, że obecne rozwiązanie, które jest bardziej elastyczne od proponowanego, powinno pozostać. Z suszą można walczyć w inny sposób – poprzez zielone ściany czy dachy retencyjne – twierdzi Konrad Płochocki.