Kiedy w grudniu 2019 r. pytałem pana o prognozy na 2020 r., była świadomość, że globalne spowolnienie może się przełożyć na rynek nieruchomości komercyjnych. Nikt nie spodziewał się wtedy pandemii. Jak pod względem wartości inwestycji w Polsce wypadł ten niezwykły 2020 r. po rekordowym wcześniejszym?
Mówiłem wtedy, że przyszłość rynku nieruchomości to sheds and beds, czyli magazyny i wszystko, co posiada łóżka – więc m.in. prywatne akademiki, mieszkania na wynajem instytucjonalny czy hotele. Ubiegły rok faktycznie przyniósł rekordową wartość inwestycji w obiekty logistyczno-przemysłowe w Polsce, poprawiając rekord z 2018 r.
Biorąc pod uwagę cały rynek, inwestorzy ulokowali u nas nieco ponad 5 mld euro wobec rekordowej kwoty 7,4 mld euro w 2019 r., mamy zatem spadek rzędu 33 proc. Na magazyny przypadło 2,4–2,5 mld euro. Na rynku biurowym zainwestowano lekko ponad 2 mld euro.
Instytucjonalny najem mieszkań (Private Rented Sector, PRS) dopiero się u nas rozwija. Jakie ma perspektywy?
O rynku PRS w Polsce mówi się od kilku lat, mamy już pierwsze transakcje. Myślę, że skalę rynek „złapie" w horyzoncie 3–5 lat. W 2020 r. inwestorzy koncentrowali się na zabezpieczaniu gruntów, ale z drugiej strony na celowniku są również deweloperzy mogący stanowić zaplecze i takie przejęcia mogą być finalizowane w tym roku – to może przyspieszyć moment oddania mieszkań na wynajem na rynek. Zawierane są transakcje forward: inwestorzy zamawiają u deweloperów pojedyncze budynki. Na początku pandemii deweloperzy mieszkaniowi byli bardziej skłonni do rozmów z klientami instytucjonalnymi, ale okazało się, że rynek detaliczny jest stabilny.