Od przyszłego roku łączne zużycie energii pierwotnej (EP) przez nowe budynki ma się zmniejszyć o 20 proc. Będą też zaostrzone parametry przenikalności dla ścian, okien i stropów.
Problem w tym, że nowe, bardziej wyśrubowane wymogi będą stosowane także do inwestycji, którym nie uda się do końca tego roku uzyskać pozwolenia na budowę. Dla deweloperów oraz indywidualnych inwestorów budujących domy jednorodzinne oznacza to jedno: będą musieli przygotować nowe projekty budowlane.
Polski Związek Firm Deweloperskich (PZFD) i 12 organizacji branżowych zabiega w Ministerstwie Rozwoju o nowelizację przepisów. Resort na razie pozostaje nieugięty.
Zbyt sztywne wymogi
Zmiany zawiera rozporządzenie w sprawie warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać budynki i ich usytuowanie. Polskę do ich wprowadzenia zobligowała dyrektywa Parlamentu Europejskiego i Rady 2010/31/UE w sprawie charakterystyki energetycznej budynków. Nakłada ona obowiązek budowy oszczędnych budynków „prawie zeroenergetycznych". Wymagania są wdrażane w trzech etapach. Pierwszy wszedł życie 1 stycznia 2014 r., drugi – 1 stycznia 2017 r., a trzeci zacznie obowiązywać od przyszłego roku. Od 1 stycznia 2021 r. zmniejszy się m.in. poziom EP, czyli energii nieodnawialnej, z 85 do 65 kWh/m2rok.
PZFD uważa, że obowiązujące przepisy są za sztywne, i zabiega o ich zmianę. – Polscy inwestorzy nie mają nic przeciwko temu, by budynki zużywały o 20 proc. mniej energii. Ale chcieliby, by przepisy były bardziej elastycznie w sposobie osiągania celu. Obecnie narzucają stosowanie okien, stropów i ścian o większej izolacji niż dotąd. Tymczasem w wielu przypadkach ta sama wydana złotówka na nowoczesne systemy wentylacji lub panele fotowoltaiczne również zmniejsza zużycie energii i daje klientom oszczędności na rachunkach. Niestety, tego przepisy nie dopuszczają – twierdzi Konrad Płochocki, członek zarządu PZFD. I dodaje: – Unijne przepisy nie definiują, jaki dokładnie poziom zapotrzebowania energii ma zostać przyjęty w danym państwie oraz w jaki sposób ma to być osiągnięte.