Rozwiązał się worek z wyborczymi obietnicami. Partyjne programy puchną od zobowiązań – także dla mieszkaniówki. Tanie lokale na wynajem, modernizacja wielkiej płyty, darmowe kredyty, uwolnienie gruntów z Krajowego Zasobu Nieruchomości to tylko niektóre z propozycji. Rynek tymczasem robi swoje, firmy deweloperskie szukają dobrych działek, powiększają banki ziemi.
Szybki start
– Banki ziemi deweloperów pozostają na stabilnym poziomie, to kilka procent w strukturze aktywów – podaje Małgorzata Wełnowska, starszy analityk ds. rynku nieruchomości w Cenatorium, powołując się na dane NBP za I półrocze. – Zgromadzone tereny wystarczą średnio na ponad rok produkcji. W zależności od wielkości firmy deweloperskiej i wielkości banku czas ten jest różny. W przypadku mniejszych deweloperów, zatrudniających do 49 osób, średnio to ok. półtora roku produkcji. U większych – ok. roku.
Ile mieszkań mogłoby powstać na wszystkich zgromadzonych terenach? Jak zaznacza Konrad Płochocki, wiceprezes Polskiego Związku Firm Deweloperskich (PZFD), w Polsce nie ma żadnej centralnej bazy takich gruntów.
– Wszelkie szacunki są obarczone ogromnym ryzykiem błędu – podkreśla Konrad Płochocki. – Największe banki ziemi mają, tradycyjnie, deweloperzy giełdowi. Chociaż dziś wszyscy deweloperzy mający tereny w dużych miastach, gdzie mogliby szybko rozpocząć budowy, już to zrobili. W pozostałych miejscach blokuje ich brak zgód administracyjnych.
Wiceprezes PZFD dodaje, że ziemia w bankach największych deweloperów w normalnych warunkach pozwala teoretycznie średnio na ok. trzy lata produkcji. – Mniejsi deweloperzy, których jest miażdżąca większość, najczęściej nie mają żadnego banku ziemi – zaznacza Konrad Płochocki. – Można przyjąć, że w całym kraju deweloperzy mogą mieć w bankach ziemi tereny średnio pod ok. 200 tys. mieszkań. Ale do szybkiego „uruchomienia” nadaje się mniejszość i to poza głównymi miastami – ocenia.