Korporacja Disney przestała ostatnio płacić 100 tys. pracownikom w celu zaoszczędzenia 500 mln dolarów miesięcznie. Ma to pomóc firmie przetrwać okres pandemii COVID-19, który dla Walt Disney Company jest trudny z uwagi na zamknięte w tym czasie hotele i parki rozrywki oraz zawieszone projekty filmowe.
W ramach radykalnych cięć z podstawowej pensji zrezygnował też prezes Bob Iger, a dyrektor generalny Bob Chapek obciął swoje bazowe wynagrodzenie o połowę. Jednak dziedziczka współzałożyciela firmy Roya Disneya, Abigail ostro skrytykowała to, co zostawili sobie menedżerowie korporacji przy okazji cięcia wynagrodzeń dla zwykłych pracowników.
Abigail Disney zwróciła uwagę na fakt, że korporacja firmowana jej nazwiskiem utrzymała system bonusów i dywidend wart 1,5 mld dolarów w tym samym czasie, w którym oszczędza 500 mln miesięcznie na pensjach osób, które „latami walczyły o podwyżkę do 15 dolarów za godzinę”. Disney zwraca wagę na fakt, że program zachęt dla top menedżerów wart jest „trzymiesięcznych wynagrodzeń dla pracowników z frontu” i, że kierowany jest do „ludzi, którzy już od lat zbierają rażące premie”. Przy tym Abigail Disney nie krytykuje dywidend jako takich, ale zauważa, że 80 procent akcji należy do najbogatszych 10 procent, tymczasem firma powinna płacić tym ludziom, którzy „sprawiają, że magia się dzieje”.
Menedżerowie Walt Disney Company faktycznie zrezygnowali z niedużych kwot, Bob Iger zrezygnował z części 3 mln dolarów stanowiących jego bazowe wynagrodzenie (w zeszłym roku razem z bonusami zarobił 47,5 mln dolarów). Pakiet bonusów pozostał jednak nienaruszony, więc Iger na koniec roku i tak może liczyć na sowitą premię. Jak informuje „The Guardian” jego obecny pakiet wynosi około 900 razy więcej niż mediana wynagrodzenia w firmie (52 tys. dolarów rocznie).