Jest najważniejszą postacią współczesnej muzyki ukraińskiej, dobrze znaną w świecie. Ale mimo to Walentyn Silwestrow unika rozgłosu i przez całe lata unikał podróży z Ukrainy. Kiedy wybuchła wojna, też postanowił zostać w Kijowie. Zgodził się wyjechać dopiero po namowach córki i z nią oraz z wnuczką przez Polskę dotarł do Berlina. W Niemczech od lat cieszy się bowiem dużą popularnością.
Znając jego niechęć do przemieszczania się, tym bardziej należy cenić obecny przyjazd do Warszawy. We wtorek w Filharmonii Narodowej odbędzie się prawykonanie najnowszej kompozycji Silwestrowa: 40-minutowego „Psalmu” na chór mieszany.
Nuty wysyłane pocztą
Jego utwory wcześnie wzbudziły zainteresowanie za granicą. Miał 25 lat, gdy dokonano pierwszych ich nagrań w jednej z radiowych stacji zachodnioniemieckich. To był rok 1962 i tylko do końca tej dekady kolejne kompozycje Silwestrowa pojawiły się na ważnych europejskich festiwalach, a on sam zdobył kilka prestiżowych nagród.
A jednocześnie w tym czasie sowieckie władze wyrzuciły go ze Związku Kompozytorów Ukrainy, a po wykonaniu II symfonii Silwestrowa w Leningradzie dyrygent koncertu dostał zakaz wykonywania zawodu. Powodem był awangardowy charakter jego muzyki, nie do zaakceptowania przez komunistyczne władze.
Zapytany po latach, jak jego utwory docierały wówczas na Zachód, odpowiedział, że po prostu były wysyłane pocztą. Urzędnicy nie znali się na muzyce. Dopiero później stało się to niemożliwe. I jeszcze przyznał, że wiedzę o muzyce współczesnej na świecie zdobywał m.in. z radiowych transmisji festiwali Warszawska Jesień czy z nut przywożonych przez innych z Polski.