Telemedycyna wydaje się najlepszym sposobem leczenia pacjentów w czasach epidemii. Kardiologia korzystała z niej dotychczas chyba najwięcej spośród wszystkich dziedzin medycyny.
Rzeczywiście, telemedycyna jest wspaniałym rozwiązaniem w tak trudnym czasie. Dzięki niej możemy zbierać istotne dane kliniczne i na ich podstawie decydować o konieczności zmiany leczenia, ale też poradzić pacjentowi, by w zależności od potrzeb udał się do lekarza podstawowej opieki zdrowotnej (POZ), ambulatoryjnej opieki specjalistycznej (AOS) czy pojechał do szpitala. Możliwości zdalnego diagnozowania są bardzo duże, nie tylko przy użyciu telemonitoringu urządzenia, ale także przy użyciu powszechnie dostępnych technologii, bo przecież każdy umie zrobić zdjęcie telefonem i przesłać je do lekarza, który może ocenić choćby proces gojenia się rany po zabiegu. Pacjent nie musi wsiadać do autobusu, tramwaju czy pociągu i narażać się na zakażenie koronawirusem.
Czy chorzy kardiologiczni powinni szczególnie bać się koronawirusa?
Chorzy z niewydolnością serca są w grupie najbardziej zagrożonych obok osób z niewydolnością nerek, cukrzycą, pacjentów wymagających leczenia immunosupresyjnego z powodu chorób autoimmunologicznych czy chorych onkologicznych otrzymujących chemioterapię. Do tej grupy zalicza się też osoby z powikłanym nadciśnieniem tętniczym oraz seniorów, bo wiemy, że wraz z wiekiem rośnie niestety prawdopodobieństwo powikłań, co potwierdzają wyniki z pojawienia się chorób towarzyszących. Dlatego uważamy, że nasi pacjenci powinni do minimum ograniczyć ryzyko zakażenia, a więc unikać niepotrzebnych kontaktów z innymi ludźmi i – w miarę możliwości – w ogóle zrezygnować z wychodzenia z domu. Chodzi nie tylko o koronawirusa, ale też o grypę, której powikłania mogą być zabójcze. Ostrożności nigdy za wiele.