Bój o areszt dla miliardera toczy się od sierpnia ubiegłego roku. Prokurator chciał przedstawić podejrzanemu w śledztwie dotyczącym tzw. afery GetBack Leszkowi Czarneckiemu zarzuty, ale jak pisała „Rz" pod żadnym z adresów w kraju (w firmach i miejscu zamieszkania) biznesmena już nie było – mieszka za granicą i jest poza zasięgiem polskich organów ścigania. Zarzuty dla niego – m.in. oszustwa – są gotowe (pisemnie sformułowane), ale do dziś nie zostały mu ogłoszone. Areszt, a w efekcie wystawienie za nim listu gończego miały to umożliwić.
W czwartek prokuratura drugi raz przegrała sprawę o areszt. Sąd Okręgowy w Warszawie nie uwzględnił jej zażalenia na grudniowe postanowienie sądu rejonowego odmawiające zastosowania tymczasowego aresztowania wobec Czarneckiego.
„Decyzja sądu jest przejawem nieproporcjonalnie łagodnego potraktowania Leszka Cz." – stwierdza prok. Marcin Saduś, rzecznik Prokuratury Regionalnej w Warszawie, wskazując, że aresztowano pod tymi samymi zarzutami część menedżerów banku. Prokuratura wyliczyła, że w wyniku sprzedaży obligacji GetBacku za pośrednictwem sieci Idea Bank SA zostało pokrzywdzonych ponad 2 tysiące osób. „Tylko na skutek działań samego Leszka Cz. nabywcy obligacji ponieśli szkodę w wysokości ponad 200 milionów złotych. (...)" – twierdzi prokuratura.
Sądu nie przekonały argumenty śledczych, że podejrzany ukrywa się poza granicami kraju i unika kontaktu nie tylko z organami ścigania. „Nie stawił się na żadnym z czterech terminów posiedzeń sądowych, dotyczących decyzji aresztowych. (...) Od momentu powzięcia wiedzy o wydanym postanowieniu o przedstawieniu zarzutów do chwili obecnej nie wyraził woli stawiennictwa przed sądem lub prokuratorem" – mówi Saduś.
Triumfował za to na Twitterze mec. Roman Giertych. „Sąd stwierdził, brak wysokiego prawdopodobieństwa popełnienia przestępstwa przez L. Czarneckiego!".