Wydaje się, że kosmologia jest najbardziej statyczną dziedziną wiedzy, opartą na stałych prawach i zasadach odkrytych przez wielkich uczonych w ciągu ostatnich pięciu wieków.
Nic bardziej mylnego. To jedna z najbardziej dynamicznych, nieustannie ewoluujących gałęzi nauki. Nic w kosmologii i astrofizyce nie można uznać za ostateczne. Dowodem na to są nowe badania mające na celu ustalenie rzeczywistego wieku wszechświata.
W 1929 r. Edwin Hubble odkrył, że galaktyki uciekają we wszystkich kierunkach. Na tej podstawie odkrył, że wszechświat się rozszerza. Tym samym obalił obowiązujący wówczas pogląd, że kosmos jest statyczny, a więc nie ma ani początku, ani końca. Do zwolenników takiego ujęcia, wszystkiego co istnieje, należał między innymi Albert Einstein. Wielki fizyk był jednak pod tak wielkim wrażeniem pracy Hubble'a i Humansona, że w 1931 roku przyjechał do ich obserwatorium w Pasadenie.
W tym czasie wielki fizyk zaczął skłaniać się ku teorii Wielkiego Wybuchu, postulowanej od 1922 roku przez rosyjskiego kosmologa Aleksandra Friedmana. Podczas jednego z wykładów w lutym 1931 roku Einstein oświadczył ze zdumiewającą szczerością, że przesunięcie ku czerwieni odległych mgławic rozbiło jego starą konstrukcję w proch i pył.
– Jedyna możliwość jest taka, że na początku wszechświat był statyczny, a potem stał się niestabilny i zaczęła się jego ekspansja, ale nie ma człowieka, który by w to uwierzył – oświadczył uczony – Teoria wszechświata rozszerzającego się w tempie wyznaczonym na podstawie prędkości ucieczki mgławic daje za mało czasu na istnienie wielkiego wszechświata.