– Podpisali, to koniec wojny – dziennikarze w Kabulu usłyszeli, jak mieszkaniec miasta Marwa Khan radośnie poinformował swą matkę.
Jeszcze w sobotę, po 18 miesiącach rozmów, obie delegacje porozumiały się ostatecznie w stolicy Kataru – Dausze. W zamian za stopniowe wycofywanie amerykańskich i natowskich oddziałów z Afganistanu (a same USA utrzymują tam obecnie około 12 tys. żołnierzy) talibowie zagwarantowali, że kraj nie będzie wykorzystywany przez „zagraniczne zbrojne grupy”, które mogłyby zagrozić bezpieczeństwu USA lub jego sojuszników.
W pierwszej turze Amerykanie mają zmniejszyć kontyngent prawie o połowę i całkowicie go wycofać wraz z sojusznikami w ciągu 14 miesięcy. Warunkiem jest jednak powstrzymanie się talibów od ataków przede wszystkim na wojska rządowe, co wydaje się jednak trudne do osiągnięcia.
– Nadszedł czas, by nasi wrócili do domu – mimo to powiedział prezydent Donald Trump, który obiecywał zakończenie interwencji w Afganistanie jeszcze w 2016 roku.
Przeczytaj również: Nowa fala uchodźców rusza do krajów Unii Europejskiej