Aleksander Łukaszenko udał się do rejonu oszmiańskiego (leży tuż przy granicy z Litwą), gdzie odbywają się ćwiczenia białoruskiej armii. Dyktator w poniedziałek osobiście sprawdzał gotowość bojową wojsk. Trzymając na kolanach psa, dopytywał wojskowych o to, jaka odległość dzieli Białoruś od rosyjskiego obwodu królewieckiego poprzez tzw. korytarz suwalski.
– Czy jesteś pewny, że to terytorium jesteś w stanie utrzymać własnymi wojskami? – pytał stojącego przed mapą gen. Aleksandra Naumenkę, który zarządza północno-zachodnim dowództwem operacyjnym białoruskiej armii. – Istnieją dokumenty planowania wojskowego. Wszystkie działania zostały zaplanowane, gotowość bojowa jest sprawdzana, przygotowuje się skład osobowy – raportował generał i przekonywał, że wszystko idzie zgodnie z rozkazami dyktatora. Tego samego dnia Łukaszenko przekonywał, że osobiście „jest przeciwko wojnie”, i zapewniał, że nie zamierza nikogo atakować. Tymczasem wmawiał Białorusinom, że to jakoby sąsiednie państwa NATO „prowokują”. Mówiąc o wzmocnieniu obecności sił sojuszu na wschodniej flance, stwierdził, że w przypadku starcia z udziałem jego i rosyjskiej armii „Amerykanie i Niemcy nie będą bronić Litwy”.
Czytaj więcej
Niemcy, Francja i Wielka Brytania zastanawiają się, czy nie przywrócić obowiązkowej służby wojskowej. Ochotników jest zbyt mało, aby odeprzeć rosyjskie zagrożenie.
Białoruski dyktator często przeprowadza narady z wojskowymi, trzymając na kolanach psa szpica?
To już zwyczajny styl Łukaszenki, tak się zachowuje przez ostatnie lata. Traktuje tych wojskowych jak swoich niewolników, dlatego pozwala sobie siedzieć przy nich, głaszcząc pieska. Pewnie dojdzie do tego, że kiedyś będzie wysłuchiwał raportów wojskowych, leżąc na łóżku w towarzystwie kobiet.