Izrael chce krwawego odwetu na Hamasie

Wojna w Strefie Gazy może pociągnąć za sobą starcia na granicy z Libanem i zamieszki na Zachodnim Brzegu.

Publikacja: 12.10.2023 03:00

Setki tysięcy izraelskich żołnierzy jest gotowych w każdej chwili wejść do Strefy Gazy

Setki tysięcy izraelskich żołnierzy jest gotowych w każdej chwili wejść do Strefy Gazy

Foto: AFP

Rosnąca stale liczba ofiar Hamasu wydaje się nie mieć końca. Do środy naliczono już ponad 1200 zamordowanych Izraelczyków po uwzględnieniu danych jednej z organizacji ochotników, którzy wyszukiwali ciała ofiar w miejscach ataku terrorystów. To niemal tyle samo, co we wszystkich starciach zbrojnych Izraela od pół wieku, począwszy od wojny Jom Kipur poprzez wojnę z Hezbollahem w Libanie, włączając także setki ofiar palestyńskiego terroru w czasie dwóch intifad – powstań palestyńskich. W szpitalach znajduje się ponad 500 rannych z ogólnej liczby 3007 osób.

Rozpoczęły się też pierwsze pogrzeby. Ich obrazy wzmacniają w izraelskim społeczeństwie nastroje odwetowe. Podobnie jak zdjęcia i relacje dziennikarzy, którym umożliwiono dotarcie na miejsc sobotniego ataku Hamasu. Tak drastycznych relacji – także o ciałach z odciętymi głowami, w tym dzieci – nikt nie był w stanie sobie wyobrazić.

Czytaj więcej

Atak Hamasu na Izrael. "W Libanie wielu uważa, że wojna jest nieuchronna"

Los Hamasu przesądzony

– Jak każdy naród na świecie, Izrael ma prawo, a nawet obowiązek zareagować na te okrutne ataki – oświadczył prezydent Joe Biden, dodając, że reakcja USA w podobnej sytuacji byłaby „szybka, zdecydowana i przytłaczająca”. Premier Beniamin Netanjahu już wcześniej zapowiedział, że Izrael obróci w gruzy wszystkie miejsca, gdzie ukrywają się członkowie Hamasu.

Izrael ma wsparcie społeczności międzynarodowej przy akcji odwetowej. Częściowo jest już ona prowadzona – od soboty trwa zmasowany ostrzał z ziemi i powietrza celów w Strefie Gazy – otoczonym szczelnie obszarze niewiele większym od Krakowa. Mimo to Hamas odpala w dalszym ciągu rakiety w kierunku Izraela. Od soboty było ich już ponad 5 tysięcy.

Czytaj więcej

Wojna w Izraelu: Strefa Gazy bez prądu i "na skraju załamania". Nie będzie wody i światła

W środę jedynej działającej w Strefie Gazie elektrowni skończyło się paliwo. Prąd z Izraela został już wcześniej odcięty, tak jak dostawy wody i wszelakich towarów. Liczba ofiar śmiertelnych przekroczyła już 1000 osób. Wśród nich jest kilkoro krewnych Mohammada Deifa, przywódcy Brygad al-Kassama, zbrojnych oddziałów Hamasu. Agencja ONZ ds. uchodźców twierdzi, że pół miliona mieszkańców strefy odczuwa już brak żywności. Przed wojną cztery piąte z 2,3 mln Palestyńczyków korzystało z pomocy humanitarnej, która już nie dociera.

– Jak każdy naród na świecie, Izrael ma prawo, a nawet obowiązek zareagować na te okrutne ataki – oświadczył prezydent Joe Biden.

Nie czas na miłosierdzie

Amerykańska dyplomacja prowadzi rozmowy z Izraelem i Egiptem w sprawie otwarcia przejścia granicznego z Gazy do Egiptu. Jest to obecnie jedyna możliwa droga ewakuacji. Powołując się na źródła egipskie „Times of Israel” pisał, że strona izraelska odrzuciła mediacyjną ofertę Kairu. Rząd egipski miał zostać poinformowany, że jakiekolwiek rozmowy na temat deeskalacji będą możliwe po eliminacji Hamasu.

Czytaj więcej

Papież Franciszek zabrał głos ws. wojny w Izraelu. Apeluje do Hamasu

– Będzie wiele ofiar w Gazie, lecz tego nie da się uniknąć. To nie jest temat do rozważań. Ci ludzie wybrali Hamas w czasie elekcji w 2006 roku uznanej przez Zachód za przeprowadzoną w warunkach demokratycznych – mówi „Rzeczpospolitej” Maurice Hirsch, były wojskowy prokurator okupowanego Zachodniego Brzegu. Podobnie formułuje to jeden z rzeczników izraelskiej armii, tłumacząc w CNN, że mieszkańcy Gazy powinni skierować do Hamasu pytania, dlaczego jego bojownicy dokonali rzezi niewinnych Izraelczyków.

Jak zapewnia Maurice Hirsch, cała żydowska społeczność Izraela oczekuje nie tylko odwetu i starcia Hamasu z powierzchni ziemi, ale także politycznej i militarnej zmiany w regionie w wyniku obecnej wojny. Minister obrony Joaw Gallant zapewnia, że tak właśnie się stanie.

Co z zakładnikami?

– Sprawa zakładników jest problemem drugorzędnym i nie może mieć wpływu na działania armii. Być może nie uda się ich wydostać, ale w obecnej sytuacji Izrael nie może poddać się szantażowi – mówi „Rzeczpospolitej” prof. Efraim Inbar, szef Jerozolimskiego Instytutu Strategii i Bezpieczeństwa (JISC). Jego zdaniem nie ma obecnie ważniejszego zadania jak wyeliminowanie egzystencjalnego zagrożenia dla państwa żydowskiego, jakim jest palestyński terroryzm.

Nie brak jednak głosów, że zakładników trzeba za wszelką cenę uwolnić. Wśród około 150 osób są obywatele USA, Wielkiej Brytanii i jedna Niemka. Szef brytyjskiej dyplomacji przybył już do Izraela. W środę spodziewany był sekretarz stanu Antony Blinken. Zamierza także udać się do Jordanii.

Niezależnie od wydarzeń na południu kraju izraelska armia prowadziła w środę wymianę ognia z proirańskim Hezbollahem na granicy z Libanem. Na razie starcia są raczej symboliczne, lecz możliwe, że Hezbollah otworzy front w chwili, gdy rozpocznie się inwazja na Strefę Gazy. Niewykluczone, że jednocześnie rozpoczną się zamieszki na Zachodnim Brzegu. Do akcji mogą wkroczyć irańskie oddziały w Syrii. Wtedy Izrael musiałby walczyć na kilku frontach.

Hezbollah, największe zagrożenie dla Izraela

Pozostająca pod ścisłą kontrolą Iranu partia Allaha od lat szykuje się do konfrontacji z państwem żydowskim. W górach południowego Libanu zbudowała ogromny arsenał wyrzutni rakietowych. Jeśli go uruchomi, Żelazna Kopuła, system obrony powietrznej Izraela, nie będzie w stanie ochronić kraju przed ogromnymi stratami w ludziach. Stąd ryzyko, że w takim przypadku na interwencję zdecyduje się amerykańskie lotnictwo: prezydent Joe Biden już kazał podpłynąć do izraelskich wybrzeży lotniskowcu Gerald Ford wraz z towarzyszącymi okrętami.

Taki scenariusz niesie ze sobą ogromne ryzyko eskalacji, trochę na podobieństwo lawiny, którą wywołał zamach na arcyksięcia Franciszka Ferdynanda w Sarajewie w czerwcu 1914 roku, inicjując pierwszą wojnę światową.

Ajatollah Ali Chamenei, najwyższy przywódca Iranu, uważnie obserwuje pogłębiający się kryzys, w jakim znalazł się Izrael pod rządami Beniamina Netanjahu. Jego przejawem jest blamaż izraelskiego wywiadu, który nie przewidział przygotowywanego przez Hamas uderzenia o niespodziewanej skali. Jednocześnie armia Izraela nie była w stanie skutecznie zabezpieczyć granicy ze Strefą Gazy, a potem szybko przyjść na odsiecz mordowanym przez palestyńskich terrorystów izraelskim cywilom. Zamach na niezależność wymiaru sprawiedliwości, a nawet na samą demokrację, jaki podjął Netanjahu, doprowadził do głębokiej polaryzacji społeczeństwa i podciął instytucje państwa.

Z drugiej jednak strony Iran wciąż nie ma broni jądrowej, zaś Hamas, choć zapewne ostrzegł Teheran przed planowanym uderzeniem, to go z Iranem nie koordynował. Chamenei może więc uznać, że lepiej poczekać z uruchomieniem sił Hezbollahu, aż Izrael stanie się jeszcze słabszy.
—j.bie.

Rosnąca stale liczba ofiar Hamasu wydaje się nie mieć końca. Do środy naliczono już ponad 1200 zamordowanych Izraelczyków po uwzględnieniu danych jednej z organizacji ochotników, którzy wyszukiwali ciała ofiar w miejscach ataku terrorystów. To niemal tyle samo, co we wszystkich starciach zbrojnych Izraela od pół wieku, począwszy od wojny Jom Kipur poprzez wojnę z Hezbollahem w Libanie, włączając także setki ofiar palestyńskiego terroru w czasie dwóch intifad – powstań palestyńskich. W szpitalach znajduje się ponad 500 rannych z ogólnej liczby 3007 osób.

Pozostało 92% artykułu
Konflikty zbrojne
Operacja w obwodzie kurskim. Rosja spodziewała się jej od końca 2023 roku
Konflikty zbrojne
Wojna na Bliskim Wschodzie wisi w powietrzu
Konflikty zbrojne
Ukraińcy strzelają do Rosjan amunicją z Indii. Indie nie protestują
Konflikty zbrojne
Eksplodujące radiotelefony Hezbollahu. To był najbardziej krwawy dzień w Libanie od roku
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Konflikty zbrojne
Rosja chce mieć drugą armię świata. Czy Putin szykuje się do długiej wojny?