DW: Jaka jest pana jako przedstawiciela kultury ukraińskiej misja za granicą podczas wojny w rodzinnym kraju?
Jurij Andruchowycz: W dużej mierze jest ona związana właśnie ze szczególną sytuacją w naszym kraju. Ten temat jest obecny na każdym moim spotkaniu z czytelnikami. Nie tylko ja, lecz wszyscy ukraińscy artyści, którzy mają występy za granicą, pokazują, że naszego kraju nie da się pokonać, że nasza kultura nie tylko jakoś przetrwała, ale jest niezwykle prężna, nawet jeśli znajduje się obecnie w stosunkowo burzliwych warunkach. W świadomości europejskiej, szczególnie w Niemczech, nasza kultura nigdy nie była tak obecna, jak teraz. Ten czas powinno się wykorzystać.
Jak ocenia pan aktualne nastroje w społeczeństwie niemieckim z powodu wojny w Ukrainie?
– W moim odczuciu większość społeczeństwa nas popiera i coraz lepiej rozumie, dlaczego nie możemy przystać na szybkie zawieszenie broni i przystąpić do negocjacji z wrogiem. Ale jest także taka część ludności, która jest tradycyjnie prorosyjska, co jest szczególnie znamienne dla regionów byłej NRD. Jest też grupa pacyfistów, dla których liczy się tylko: „pokój jak najszybciej, bo wojna jest zła”.
Do tego dochodzi jeszcze antyamerykańskie nastawienie, które głęboko tkwi w mentalności narodu niemieckiego. Są osoby, którzy wciąż wierzą, że w gruncie rzeczy chodzi o konflikt amerykańsko-rosyjski, że Ukraina o niczym nie decyduje i jest rozgrywana przez te dwie potężne siły. Chociaż tylko jedna z nich, jak widzimy dzisiaj, jest naprawdę potężna. Ani pojedynczy pisarz, ani cała grupa pisarzy nie jest w stanie tu zasadniczo niczego zmienić, bo takiego pokroju osoby w ogóle nie przychodzą na nasze spotkania. Ale myślę, że wszystko razem: zarówno starania i zabiegi polityczne, a przede wszystkim sukcesy naszych wojsk oraz kultura dyplomacji na wielu poziomach wpływają pozytywnie na dotychczasowy sposób postrzegania Ukrainy.