Rosyjscy okupanci nie będą organizować „referendów”?

Wiele wskazuje na to, że tym razem Kreml nie będzie pozorował plebiscytów.

Publikacja: 15.05.2022 21:00

Rosyjski posterunek na okupowanym terytorium Ukrainy

Rosyjski posterunek na okupowanym terytorium Ukrainy

Foto: AFP

W marcu 2014 r. Moskwa nie przyznawała się do swoich żołnierzy na Krymie. Wówczas na okupowanym przez rosyjskie siły półwyspie przeprowadzono referendum o przyłączeniu do Rosji. Mimo że społeczność międzynarodowa nigdy nie uznała jego wyniku, propaganda Putina nieustannie do niego się odwoływała i przekonywała, że Rosja spełniła tylko „wolę mieszkańców”. Na Kremlu przytaczano też przykład Kosowa. Wygląda na to, że tym razem rosyjskie władze postanowiły pójść na skróty i nie pozorować plebiscytów.

Kim są kolaboranci?

Wiceszef komisji ds. budowy państwa i ustawodawstwa Dumy Daniił Bessarabow odwoływał się ostatnio do konstytucji i przekonywał, że do Rosji może zostać dołączone „obce państwo, albo jego część”. Wszystko, jak zapewniał, powinno się odbywać na zasadzie „dobrowolności”. W ten sposób odniósł się do niedawnego oświadczenia okupacyjnych władz obwodu chersońskiego, które zapowiedziały skierowanie prośby do Putina o włączenie regionu w skład Federacji Rosyjskiej.

Wiceszef mianowanej przez Rosjan administracji wojskowo-cywilnej Kirył Stremousow oznajmił, że do końca roku zostanie przygotowana odpowiednia „baza prawna”. – Chersoń to Rosja, żadnych ChRL (Rosjanie początkowo planowali tworzyć Chersońską Republikę Ludową, na wzór Donieckiej i Ługańskiej – red.) na terenie obwodu chersońskiego nie będziemy tworzyć, referendów nie będzie – mówił cytowany przez rosyjskie rządowe media. Z relacji ukraińskich mediów wynika, że Stremousow od lat był znany ze swoich prorosyjskich nastrojów i wielokrotnie trafiał na celownik ukraińskich służb.

W 2020 został nawet przesłuchany w sprawie rozbitej przez SBU siatki szpiegowskiej rosyjskiego FSB. Kandydował na deputowanego Rady Najwyższej w 2019 r., ale uzbierał jedynie 1,7 proc. głosów. Jeszcze mniej otrzymał, gdy próbował kandydować w ubiegłym roku na mera Chersonia (1,3 proc.). Z kolei na czele okupacyjnej administracji Rosjanie postawili Władimira Saldo, wcześniej był szeregowym deputowanym lokalnej rady miejskiej.

W graniczącym z Krymem na południu Ukrainy obwodzie chersońskim od 1 maja do obiegu wprowadzono rosyjski rubel, uruchomiono też rosyjskie stacje telewizyjne. Władze okupacyjne zapowiadają, że każdy mieszkaniec będzie mógł otrzymać rosyjski paszport. W regionie mają pojawić się rosyjskie banki, poczta i urzędy. A na północy obwodu wciąż trwają walki. Sympatyków Rosji wśród lokalnych mieszkańców jest bardzo niewielu, proukraińskie protesty Rosjanie musieli rozpędzać, używając broni palnej.

„Nie oddamy im ziemi”

W ostatnich tygodniach do Chersonia wybrało się wielu wysokiej rangi rosyjskich polityków i wiele wskazuje na to, że przygotowują region do aneksji. – Rosja tu pozostanie na zawsze i co do tego nie powinno być żadnych wątpliwości, będziemy żyli razem – mówił niedawno w Chersoniu Andriej Turczak, jeden z czołowych polityków rządzącej Jednej Rosji.

Czytaj więcej

Deputowany z partii Putina: Polska następna do denazyfikacji

W Kijowie mają zaś inną wizję przyszłości okupowanego regionu i nie zamierzają składać broni. – Z jakiej racji powinniśmy Rosjanom odstępować naszą ziemię? Ziemię, na której ludzie ich po prostu nie znoszą. Ukraina jest suwerennym krajem w granicach ogłoszonej w 1991 r. niepodległości. Te granice są uznawane przez społeczność międzynarodową. Kim oni w ogóle są, by robić swoje porządki na naszym terytorium? Nie oddamy im naszej ziemi – mówił na łamach najnowszego magazynu „Plus Minus” Mychajło Podolak, doradca ukraińskiego prezydenta i uczestnik negocjacji z Rosjanami. – Wojna będzie trwała, dopóki Ukraina jej nie zakończy na warunkach, które będą odpowiadać interesom naszego kraju – przekonywał.

Obwód chersoński o powierzchni Albanii jest jednym z najbardziej rozwiniętych pod względem rolnictwa regionów Ukrainy, ale zarazem należy do grona najmniej zaludnionych i najbiedniejszych części kraju. W styczniu średnie wynagrodzenie w obwodzie wynosiło nieco ponad 11 tys. hrywien (równowartość 1650 zł). Obecnie rosyjska armia naciera głównie w obwodach donieckim i ługańskim, zwiększa siły na okupowanym Krymie, w obwodach chersońskim i zaporoskim. A to oznacza, że obecnie na celowniku Kremla znalazło się już prawie ćwierć terytorium Ukrainy.

W marcu 2014 r. Moskwa nie przyznawała się do swoich żołnierzy na Krymie. Wówczas na okupowanym przez rosyjskie siły półwyspie przeprowadzono referendum o przyłączeniu do Rosji. Mimo że społeczność międzynarodowa nigdy nie uznała jego wyniku, propaganda Putina nieustannie do niego się odwoływała i przekonywała, że Rosja spełniła tylko „wolę mieszkańców”. Na Kremlu przytaczano też przykład Kosowa. Wygląda na to, że tym razem rosyjskie władze postanowiły pójść na skróty i nie pozorować plebiscytów.

Pozostało 87% artykułu
Konflikty zbrojne
Stany Zjednoczone wiedziały o ataku Rosji. Moskwa wysłała ostrzeżenie
Konflikty zbrojne
Putin w orędziu do narodu: Rosja uderzyła w Ukrainę najnowszym systemem rakietowym
Konflikty zbrojne
Wojna w Ukrainie: Rakietowe uderzenia na obwód kurski i mściwy szantaż Putina
Konflikty zbrojne
Atak rakietowy na Dniepr. Rosja nie użyła pocisku balistycznego ICBM?
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Konflikty zbrojne
Ukraina zaatakowana przez Rosję pociskiem międzykontynentalnym