W marcu 2014 r. Moskwa nie przyznawała się do swoich żołnierzy na Krymie. Wówczas na okupowanym przez rosyjskie siły półwyspie przeprowadzono referendum o przyłączeniu do Rosji. Mimo że społeczność międzynarodowa nigdy nie uznała jego wyniku, propaganda Putina nieustannie do niego się odwoływała i przekonywała, że Rosja spełniła tylko „wolę mieszkańców”. Na Kremlu przytaczano też przykład Kosowa. Wygląda na to, że tym razem rosyjskie władze postanowiły pójść na skróty i nie pozorować plebiscytów.
Kim są kolaboranci?
Wiceszef komisji ds. budowy państwa i ustawodawstwa Dumy Daniił Bessarabow odwoływał się ostatnio do konstytucji i przekonywał, że do Rosji może zostać dołączone „obce państwo, albo jego część”. Wszystko, jak zapewniał, powinno się odbywać na zasadzie „dobrowolności”. W ten sposób odniósł się do niedawnego oświadczenia okupacyjnych władz obwodu chersońskiego, które zapowiedziały skierowanie prośby do Putina o włączenie regionu w skład Federacji Rosyjskiej.
Czytaj więcej
Na razie po chińsku, czyli dyskretnie.
Wiceszef mianowanej przez Rosjan administracji wojskowo-cywilnej Kirył Stremousow oznajmił, że do końca roku zostanie przygotowana odpowiednia „baza prawna”. – Chersoń to Rosja, żadnych ChRL (Rosjanie początkowo planowali tworzyć Chersońską Republikę Ludową, na wzór Donieckiej i Ługańskiej – red.) na terenie obwodu chersońskiego nie będziemy tworzyć, referendów nie będzie – mówił cytowany przez rosyjskie rządowe media. Z relacji ukraińskich mediów wynika, że Stremousow od lat był znany ze swoich prorosyjskich nastrojów i wielokrotnie trafiał na celownik ukraińskich służb.
W 2020 został nawet przesłuchany w sprawie rozbitej przez SBU siatki szpiegowskiej rosyjskiego FSB. Kandydował na deputowanego Rady Najwyższej w 2019 r., ale uzbierał jedynie 1,7 proc. głosów. Jeszcze mniej otrzymał, gdy próbował kandydować w ubiegłym roku na mera Chersonia (1,3 proc.). Z kolei na czele okupacyjnej administracji Rosjanie postawili Władimira Saldo, wcześniej był szeregowym deputowanym lokalnej rady miejskiej.