– Wszyscy się śmiali, że zostaliśmy ogrodnikami. Gdziekolwiek przyjedziemy, tam każą nam kopać. Tutaj ledwo skończyliśmy ryć okopy, a zaczęli nas ostrzeliwać ze wszystkiego: dział, katiusz, czołgów. Bez przerwy chowamy się przed dronami – mówi jeden z żołnierzy oddziału kijowskiej obrony terytorialnej, który znalazł się w okolicach Iziumu.
Wokół tego miasta trwa najbardziej zajadła bitwa. Rosjanie próbują przełamać front, dotrzeć do miast Kramatorsk i Słowiańsk, by zamknąć w okrążeniu ukraińskie oddziały we wschodnim Donbasie. Na razie mają ogromną przewagę w ciężkiej broni i powoli posuwają się naprzód.
Dalej na zachód atakują w stronę Zaporoża, próbując zająć również to miasto.
Czytaj więcej
– Wygląda na to, że Rosjanie posuwają się do przodu w okolicach Izjumu i to jest niepokojące – stwierdził jeden z ukraińskich ekspertów.
Jednocześnie jednak „nieznani sprawcy” ostrzeliwują rosyjskie rejony graniczące z Rosją. Spalono tam już dwie ogromne bazy paliw (w Biełogorodzie i Briańsku), a teraz rodziny rosyjskich żołnierzy, którzy stacjonowali w okolicach Biełogorodu, zaczynają dostawać zawiadomienia o ich śmierci. Kijów jednak nie przyznaje się oficjalnie do prowadzenia ostrzału tych terenów, milczy również Kreml. Zapewne obawia się oskarżeń o to, że nie jest w stanie „obronić rosyjskiej ziemi”.