Okolice dworca głównego w Przemyślu. Jest ósmy dzień wojny. Jest zimno. Jest gęsto. Z wolontariuszami, pracownikami służb i dziennikarzami czekamy przy barierkach na Ukraińców. Lada moment powinniśmy zobaczyć ich, wysiadających z pociągu ze Lwowa. Podobno jadą nim od wieczora, dnia poprzedniego.
Po mojej prawej stronie stoi para starszych ludzi. Ona trzyma bukiet sztucznych czerwonych róż. Czeka na siostrę.
- To nasz znak rozpoznawczy - mówi kobieta, uważnie obserwując wysiadających Ukraińców. Kwiatów nie da się nie zauważyć.
Dzieci z wojennymi plecakami
Z pociągu wychodzą głównie starsze kobiety oraz matki z dziećmi. Mężczyźni? Starcy. Młodzi walczą o wolną Ukrainę.
Zasada dla oczekujących na Ukraińców krewnych jest taka: rozpoznajesz go, dajesz znać policjantowi, on potem przesuwa barierki i przechwytujesz przyjezdnego. Jednak w takim tłumie wysiadających nie jest to takie proste.