Paweł Szaniawski znajduje się bliżej zachodniej strony wyspy. Z jego relacji wynika, że w nocy na telefony komórkowe przyszło powiadomienie o niebezpieczeństwie.
– O godzinie 3.26 nagle zaczęły wyć wszystkie komórki, syna, żony i moja – opowiada. – Przyszedł na nie Earthquake Alert, czyli informacja o trzęsieniu ziemi. W komunikacie znalazły się m.in. zalecenia, że warto poszukać bezpiecznego miejsca.
Wzorowa organizacja w Tajwanie
Jak dodał, na zachodniej części wyspy trzęsienie nie było w żaden sposób odczuwalne. – Wszystko jest tu znakomicie zorganizowane – wyjaśnia. – Przede wszystkim wszędzie znajdują się oznaczenia, którędy udać się do schronów, taka naklejka wisi m.in. przy wejściu do hotelu, w którym mieszkam. Nikt nie miał więc wątpliwości, co powinien zrobić.
Życie toczy się tu normalnie. Działa infrastruktura kolejowa, jeżdżą autobusy.
Paniki nie ma również w ciągu dnia, po tragicznych wydarzeniach. – Rano widać było, że ludzie przeglądali wiadomości w komórkach – mówi Paweł Szaniawski. – Widziałem, że wyświetlają mapki z epicentrum wstrząsów i informacje np. o sile tego trzęsienia ziemi. Poza tym życie toczy się tu normalnie. Działa infrastruktura kolejowa, jeżdżą autobusy.