Południowo-wschodnia Turcja to jedno z miejsc na Ziemi o największej aktywności sejsmicznej. Jednak kataklizmu o tak tragicznych skutkach nie notowano tu od 1939 r. Do wtorkowego popołudnia liczba ofiar w Turcji przekroczyła 3,5 tys. (a na całym Bliskim Wschodzie ponad 5 tys.), 15 tys. osób było rannych, a kilka tysięcy budynków całkowicie zniszczonych. Zdaniem władz w Ankarze w dziesięciu miastach tej części kraju skutki kataklizmu odczuło 13 mln mieszkańców. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) podaje jeszcze większą liczbę osób potrzebujących takiej czy innej pomocy: 23 mln.
Liczba ofiar śmiertelnych z godziny na godzinę będzie się niestety powiększała. Eksperci są zgodni, że pierwsze dwie doby są kluczowe, aby uratować osoby uwięzione pod gruzami. Potem szansa na przeżycie gwałtownie maleje. Tym bardziej, że w nocy z poniedziałku na wtorek temperatura w tej części kraju spadła poniżej zera i podobnie miało być kolejnej nocy.
Najnowszy bilans ofiar mówi o 5 894 zabitych i ponad 34 tysiącach rannych w Turcji. W Syrii zginęły co najmniej 1 932 osoby.
Trzęsienia wtórne
Osobnym problemem są trzęsienia wtórne, które mogą się pojawiać nawet wiele miesięcy po pierwszym kataklizmie. To o sile aż 7,8 stopni w skali Richtera odnotowano koło miasta Gaziantep w poniedziałek nad ranem, gdy ludzie byli pogrążeni we śnie – to kolejny czynnik pogarszający bilans tej tragedii. Jednak wczesnym popołudniem miejscowego czasu zanotowano trzęsienie o tak dużej mocy (7,5 stopnia w skali Richtera), że zdaniem ekspertów należałoby je traktować jako odrębny kataklizm. Także we wtorek ludzie trzymali się z dala od budynków w obawie, że ruchy tektoniczne doprowadzą do ich zawalenia. To dodatkowo utrudniało akcję ratowniczą.
Czytaj więcej
W dziesięciu prowincjach, które doświadczyły skutków poniedziałkowego trzęsienia ziemi, prezydent Turcji, Recep Tayyip Erdogan, wprowadził stan wyjątkowy.