Miał być wielki szczyt UE–Chiny z udziałem przywódców wszystkich państw UE w Lipsku, skończyło się na skromnym wideospotkaniu szefów unijnych instytucji, niemieckiej kanclerz i premiera Chin. Bez pompy, ale też nie było czego świętować. Odkąd UE zaczęła bardziej realistycznie oceniać zachowanie Chin wobec europejskich inwestorów i żąda otwarcia chińskiego rynku, Pekin nie jest w stanie odpowiedzieć pozytywnie na to wezwanie. Ale w końcu będzie musiał przynajmniej częściowo ustąpić w reakcji na nową strategię.
– Wobec Chin będziemy stosować metodę kija i marchewki – w taki niewyszukany sposób określił nową strategię wysoki rangą unijny dyplomata. Politycy mówią natomiast o konieczności przywrócenia nowej równowagi. – Chcemy relacji opartych na wzajemności, równych zasadach konkurencji i podstawowej uczciwości – powiedział Charles Michel, przewodniczący Rady Europejskiej.
Systemowi rywale
UE jest najważniejszym partnerem handlowym Chin, natomiast dla UE Chiny są drugim partnerem handlowym. Obie strony nie mogą się bez siebie obejść, ale są – jak to określa teraz Bruksela – systemowymi rywalami. Są dziedziny, gdzie im zdecydowanie po drodze, jak walka ze zmianą klimatyczną czy utrzymanie opartego na instytucjach wielostronnych porządku międzynarodowego. Chiny są największym światowym trucicielem, przypada na nie połowa emisji CO2.
– Na 2030 rok przewidziany jest szczyt ich emisji, ale rozmawiamy, żeby to zmienić. Połowa emisji z elektrowni węglowych na świecie pochodzi z Chin, dlatego rozmawiamy o przejściu na inne źródła energii. To jest wyzwanie, ale Chiny potwierdzają, że chcą iść w tym kierunku – mówiła po szczycie Angela Merkel. Przypomniała, że Chiny – na wzór UE – chcą budować system handlu emisjami, który będzie oczywiście największy na świecie. – To będzie interesujące pole do współpracy – powiedziała niemiecka kanclerz.