Unijne badanie objęło obywateli siedmiu państw członkowskich, które do tej pory nie przystąpiły do strefy euro, czyli Bułgarii, Czech, Chorwacji, Węgier, Polski, Rumunii i Szwecji. 60 proc. z nich ocenia, że wspólna waluta ma pozytywne skutki dla krajów strefy euro. Ponadto 52 proc. respondentów pozytywnie ocenia konsekwencje, jakie wprowadzenie euro miałoby dla ich kraju, a 55 proc. twierdzi, że miałoby to pozytywne konsekwencje także dla nich osobiście.
Wyniki dla Polski są podobne, liczba euroentuzjastów mocno przy tym wzrosła, bo aż o 8 pkt proc., do 56 proc. Większość z nas uważa przy tym, że przyjęcie euro nie oznacza utraty tożsamości i kontroli nad polityką gospodarczą. Opowiadamy się też za przyjęciem wspólnej waluty w perspektywie dziesięciu lat.
– To niezwykle ciekawe wyniki – ocenia Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole Bank Polska. – Mówimy przecież o roku pandemicznym, tymczasem wzrost zwolenników przyjęcia euro widać nie tylko w kategorii korzyści dla kraju, ale też osobistych, a nawet tożsamościowych – zauważa.
Jego zdaniem bez pogłębionych badań socjologicznych trudno wyrokować o przyczynach tego wzrostu. Kilka hipotez można jednak postawić. – Jedną z nich jest osłabienie kursu złotego – mówi Jakub Borowski. – Ludzie chętniej rezygnują z waluty, która jest słaba – podkreśla ekonomista.
Kolejna sprawa to kwestia wysokiej u nas inflacji. – Pytanie tylko, czy przeciętny obserwator wie, jak to wygląda w innych krajach Unii Europejskiej – mówi Jakub Borowski. Jego zdaniem wzrost poparcia dla euro jest najpewniej mieszanką różnych przyczyn. – Z pewnością kłóci się jednak z narracją rządu i Narodowego Banku Polskiego o tym, jak świetnie nasza gospodarka poradziła sobie w okresie pandemii i jak skutecznie pomogła nam własna waluta – uważa Borowski.