Początek wtorkowej sesji wskazywał, że inwestorzy chcą zmazać plamę po tym, co stało się na rynku podczas pierwszej sesji tygodnia. WIG20 stracił wtedy 0,8 proc. i zjechał poniżej 2100 pkt. Planem minimum był powrót powyżej tego poziomu. Łatwo nie było, ale ostatecznie się to udało.
Pierwsze minuty wtorkowej sesji dawały jednak nadzieję, że będzie ona upływała pod dyktando byków. WIG20 zyskiwał na początku dnia około 0,7 proc. Przez moment byki próbowały się dodatkowo rozpędzić, ale szybko nadziały się na kontrę. Wystarczyła bowiem godzina handlu, aby z popytu uszło powietrze. Zamiast więc atakować wyższe rejony, trzeba było się bronić by nie zjechać poniżej poniedziałkowego poziomu zamknięcia.
Nie było to wcale takie łatwe. Przez wiele godzin WIG20 przewaga byków była jedynie symboliczna. Kontrastowało to z tym, co działo się na innych europejskich rynkach, gdzie kolor zielony świecił zdecydowanie mocniej. Niemiecki DAX czy też francuski CAC40 zyskiwały w ciągu dnia około 0,8 proc.
W drugiej części dnia oczy inwestorów znowu były jednak zwrócone na Amerykanów, tym bardziej, że i kalendarz makroekonomiczny tego dnia nie rozpieszczał. Ci zaczęli dzień od mocnego uderzenia. Warto przy tym dodać, że była kontynuacja poniedziałkowych wzrostów na Wall Street. Temat koronawirusa co prawda nie zniknął, ale jak widać inwestorzy w Stanach Zjednoczonych nauczyli się z nim żyć.
Udany początek notowań w USA dodał też skrzydeł inwestorom w Warszawie. Po wielogodzinnym niezdecydowaniu znowu ruszyli oni na zakupy. WIG20 zaczął wyraźnie zyskiwać na wartość i widmo przeceny skutecznie zostało oddalone. Pytanie brzmiało już tylko, jak duże będą wzrosty. Ostatecznie indeks największych firm naszego parkietu zyskał 0,7 proc. Powiódł się plan powrotu powyżej 2100 pkt. Zamknięcie wypadło bowiem na 2107 pkt.