Trzy sesje i trzy różne oblicza rynku. Ten tydzień to prawdziwa huśtawka nastrojów dla inwestorów. We wtorek, po powrocie ze świątecznej przerwy, inwestorzy rzucili się na akcje, co spowodowało, że byliśmy świadkami mocnych wzrostów. W środę sytuacja zmieniła się o 180 proc. Na rynku panował pesymizm, co przełożyło się na mocne spadki. Czwartkowa sesja miała jeszcze inne oblicze. Tym razem przez długi okres panowało niezdecydowanie i dopiero w końcówce notowań podaż zdobyła nieco większą przewagę. Ale po kolei...
W drugiej połowie notowań na naszym parkiecie zaczęło się dziać nieco więcej. Przewagę zaczęły zdobywać niedźwiedzie sprowadzając tym samym indeks największych blisko 1 proc. pod kreskę. Zaczęły się także pogarszać nastroje na innych rynkach. Niemiecki DAX, który zyskiwał ponad 1 proc. również zjechał pod kreskę. Życia nie ułatwiali Amerykanie, którzy po wzrostach na początku sesji przystąpili do realizacji zysków. To był wyraźny sygnał, że bykom w Warszawie będzie ciężko cokolwiek ugrać. Do końca dnia WIG20 pozostał już pod kreską. Ostatecznie stracił 0,5 proc.
Do przeceny tej mocno przyczynił się PKN Orlen, którego akcje potaniały o 3,2 proc. Inwestorom nie spodobała się informacja o tym, że firma podniosła cenę w wezwaniu na akcje Energi z 7 zł do 8,35 zł. Sama Energa mocno natomiast zyskiwała na wartości po tej informacji. Jej papiery podrożały o 21,1 proc.
Jeśli chodzi o rynek globalny, to oczy inwestorów znowu były zwrócone na cotygodniowe dane dotyczące nowych wniosków o zasiłek dla bezrobotnych. Jak się okazało w tygodniu do 11 kwietnia ponad 5,2 mln Amerykanów złożyło po raz pierwszy taki wniosek. I chociaż dane te wydają się być szokujące, to w ostatnim czasie stały się normą. W ciągu czterech tygodni od wprowadzenia w USA ograniczeń, które mają na celu walkę z epidemią koronawirusa, o przyznanie zasiłku dla bezrobotnych wystąpiło w sumie 22 mln Amerykanów.
Na inwestorach giełdowych tego typu odczyty nie robią już żadnego wrażenia. Rynki żyją swoim życie i pieniędzmi, które drukują banki centralne.