Po czwartkowej sesji, która upływała pod znakiem niewielkiej przeceny, w piątek przyszedł czas na odreagowanie. Od startu notowań karty na rynku rozdawałby byki.
Dzień zaczął się z wysokiego „C". Już na starcie WIG20 zameldował się 2 proc. powyżej poziomu zamknięcia z czwartku. Pojawiła się więc nadzieja, że spadkowa sesja, trwająca dwa dni, zostanie przerwana. Potwierdzały to kolejne godziny notowań. Byki utrzymywały bowiem bezpieczną przewagę. To oczywiście mogło cieszyć, ale jednocześnie pojawił się też pewien niedosyt. Na innych europejskich rynkach również bowiem dominowały wzrosty, ale ich skala była jednak zdecydowanie większa. Dość powiedzieć, że niemiecki DAX czy też francuski CAC40 rosły w połowie sesji ponad 4 proc. Jak do tego ma się wzrost indeksu WIG20 o 1,5 proc. który obserwowaliśmy w połowie dnia? Niestety nasz rynek do końca notowań nie był w stanie dogonić europejskiej czołówki. Nie pomógł fakt, że od wyraźnych wzrostów dzień zaczęli także inwestorzy w Stanach Zjednoczonych. Ostatecznie WIG20 zyskał 1,7 proc. Sam wzrost może oczywiście cieszyć, ale tak jak to już zostało wspomniane, blednie on nieco jeśli porównamy to z osiągnięciami innych rynków.
Cały tydzień mimo, że zakończył się pozytywnym akcentem, nie rozwiał wielu wątpliwości inwestorów. Byliśmy świadkami zarówno lepszych, jak i gorszych dni. WIG20 cały czas oscyluje przy poziomie 1600 pkt i na razie nie wiadomo, czy bliżej nam do kontynuacji odbicia, czy do powrotu spadków. Może po kolejnym tygodniu będziemy mądrzejsi.