Zmienna sesja, ale ostatecznie bez rozstrzygnięć. Tak wyglądał piątek na warszawskiej giełdzie, który został też naznaczony danymi makroekonomicznymi.
Zaczęliśmy od przeceny, ale była ona stosunkowo nieduża. Dodatkowo była ona wspierana przez fatalny odczyt przemysłowego indeksu PMI dla Polski. O godz. 10 ukazały się z kolei wstępne dane dotyczące inflacji w Polsce za czerwiec. Te okazały się praktycznie zgodne z oczekiwaniami ekonomistów, ale jednocześnie są dalej mocnym argumentem za kolejną podwyżką stóp procentowych. Zareagowały na to chociażby banki, które zaczęły zyskiwać na wartości, a one pociągnęły za sobą cały indeks WIG20. W pewnym momencie indeks największych spółek był już nawet 1 proc. nad kreską i wydawało się, że byki kontrolują sytuację. Było to jednak złudne wrażenie.
Sytuacja na zagranicznych parkietach zaczęła się pogarszać, a wraz z nią również i notowania polskich indeksów. Dodatkowo perspektywa spadkowego otwarcia notowań na Wall Street ciągnęła europejskie indeksy w dół. WIG20 w drugiej połowie dnia oddał więc całość wcześniejszych wzrostów. Na ostatniej prostej doszło więc do klasycznego przeciągania liny między popytem i podażą. Ostatecznie górą były niedźwiedzie. WIG20 zamknął sesję spadkiem 0,42 proc. i do poniedziałkowych notowań przystąpi z poziomu 1688 pkt. Patrząc na przebieg sesji można powiedzieć, że dalej jest więcej rynkowych pytań niż odpowiedzi.