Maria Niklińska: Odkrywca jest w nas

- Nim odnajdziesz swój cel, mam sny, by zmienić świat, myśl oświetla nasz strach, a Odkrywca jest w nas”. Jest to tekst z utworu z filmu „Łukasiewicz – nafciarz romantyk” i to właśnie z nim obecnie najbardziej się identyfikuję. – mówi serwisowi rp.pl Maria Niklińska, która już niedługo planuje pojawić się w świecie muzyki z nowym albumem.

Aktualizacja: 16.10.2019 15:40 Publikacja: 16.10.2019 15:34

Maria Niklińska: Odkrywca jest w nas

Foto: materiały prasowe

„Rzeczpospolita”: „Chcę znów mieć niedosytu smak” – patrząc na słowa z pani utworu „Ile jeszcze”, pojawia się odpowiedź dlaczego jest pani i aktorką i wokalistką?

Maria Niklińska: Teksty były, są i będą dla mnie zawsze bardzo ważne. To prawda, lubię niedosyt.  Lubię też mieć też ciekawość w sobie i czuć  potrzebę do działania. Natomiast wracając do pytania, myślę, że te dwie dziedziny się ze sobą przenikają i uzupełniają. Dzięki pracy nad nową rolą, jestem później lepszą wokalistką i na odwrót. Scena to jest mój dom, czy jestem na deskach teatru, czy w czasie koncertu. Emocje są takie same.

Świat filmu czy muzyki jest bliższy dla Marii Niklińskiej?

Trudno wybrać, ponieważ te dwa światy są dla mnie jak dwoje własnych dzieci i teraz pojawia się wybór, które bardziej kochamy… Dlatego uważam, że nie można odpowiedzieć jednoznacznie. Jeżeli użyjemy słowo „bliższy” w kategorii tego, na co poświęcam czas, to  ostatnio było to aktorstwo i praca nad naszym nowym spektaklem teatralnym ("Berek 2 czyli upiór w moherze"), a w tej chwili będzie to muzyka, gdyż planuję wydać następnym album. Tym razem część z utworów, jakie się tam znalazły, będzie w języku angielskim, co oznacza następne wyzwanie, przed którym stanę. W nowym albumie jestem autorką tekstów, ale również współautorką muzyki. Do tej współpracy zaprosiłam różnych producentów.  Nowy singiel "Make it" pisaliśmy i nagrywaliśmy w Szwecji, ale pomysł na tekst zrodził się z podróży, na jakich miałam okazję być w przeciągu kilku ostatnich lat.

„U przyjaciół wszystko jest wspólne” – mawiał Pitagoras. Hasłem „przyjaciel” można obdarować świat filmu i muzyki?

Dla mnie oba te światy łączą się w jeden – świat tworzenia. Kraina filmu charakteryzuje się tym, że mamy obraz, natomiast świat muzyki traktuję nieco bardziej intymnie. Sądzę, że można nazwać je przyjaciółmi, chociaż różnią się od siebie. Świat muzyki cechuje bezpośredni przekaz. Natomiast świat filmu jest bardziej złożony i jest dziełem zbiorowym. Świat muzyki pozwala na większy indywidualizm.

W filmie „Łukasiewicz – nafciarz romantyk” widzowie spotkają się z inną pani rolą, niż zazwyczaj. Czym charakteryzuje się wspomniana zmiana?

Zostałam poproszona o to, aby wspólnie z kompozytorem muzyki do tego filmu  Kamilem Rohmem, napisać utwór. Utwór, który jednocześnie będzie zamykającym film, ale również częścią składową produkcji. Poza tym  promuje wspomniane dzieło. Jestem autorką tekstu i wykonawcą utworu „Ten pierwszy”. To utwór o odkrywaniu nas samych i swojego potencjału, o tym, kim jesteśmy w środku, mocy sprawczej i marzeniach. Jestem szczęśliwa, że przypominamy takie postaci jak Łukasiewicz, mogące inspirować współczesnych młodych ludzi. Chciałam, by tekst dotykał nie tyle biografii Łukasiewicza, bo o tym opowiada sam film, ale by słowa nawiązywały do jego misji życiowej i przesłania, o którym sam mówił. O mocy i o odwadze, która jest w nas. Łukasiewicza cechowała szlachetność, ale i bezkompromisowość. Walczył z konwenansami, strachem i uprzedzeniami. W swoich wizjach i marzeniach wyprzedzał ówczesny świat. Można powiedzieć, że wskazywał drogę.

Taka forma wystąpienia w filmie jest tzw. jednorazowym skokiem w bok, czy ścieżką, którą chce pani regularnie podążać?

W naszej pracy ciężko jest mówić o regularności, bo każdy twórca dobiera sobie artystów, z którymi chce współpracować. Ale nie chciałabym, by był to jednorazowy skok w bok, choć taka rola sprawia mi olbrzymią radość. Ta „rola” jest o tyle cudowna, że połączyła moje dwie miłości, czyli film z muzyką.

„Bez wiedzy mamy chodziła na lekcje śpiewu” – czytamy o pani w sieci. A jak wyglądał początek kariery aktorskiej?

W wieku ośmiu lat poszłam na casting do kultowego  programu dla dzieci i młodzieży „5-10-15” dla dzieci i młodzieży. I okazało się, że  poradziłam sobie na tyle dobrze, że później przez osiem lat byłam jedną z prowadzących. Mieliśmy różnorodne zadania,  głównie dziennikarskie, jak przeprowadzanie rozmów, prowadzenie programów na żywo, czy też tworzenia felietonów. Pojawiały się również zadania aktorskie, jak chociażby odgrywanie różnych scenek. Natomiast pierwszą rolą stricte filmową było wystąpienie w serialu 14-odcinkowym w reżyserii Jerzego Łukaszewicza, który nosił tytuł: „Tajemnica Sagali”. Była to  fantastyka historyczna dla dzieci, w której zagrałam dziewczynkę z prehistorycznego Biskupina, a mojego ojca grał Cezary Żak. Miałam wówczas dwanaście lat i również musiałam przejść casting. To była to wielka produkcja, a wiem, że rola, którą grałam "Es-toch" do dziś budzi wiele wspomnień wśród fanów serialu.

„Nie zrozumiesz mojej drogi” – przyglądając się słowom z pani utworu „Na północy”, można uznać je za odpowiedź, dlaczego tak dokładnie selekcjonuje pani propozycje filmowe i muzyczne?

Sądzę, że każdy z nas ma momenty, kiedy nie rozumie sam  siebie (śmiech), natomiast, jeżeli te słowa mamy odnosić wyłącznie do mnie, to zostańmy przy tym, że zawsze  decyzję o angażu w przedsięwzięcie, podejmuję sercem, więc rzeczywiście mogą być czasem niezrozumiałe dla wszystkich.

Czym charakteryzował się film „The most beautiful sound”, że zdecydowała się pani wziąć udział w produkcji?

Jest  to produkcja francuska, chociaż angielski tytuł , może mylić. Otrzymałam propozycję zagrania Polki, która mieszka we Francji i tkwi w nieszczęśliwym małżeństwie… Zdjęcia kręciliśmy we Francji, dialogi były po francusku, a ja miałam bardzo złożoną postać do odegrania. To kameralne kino, które ukazuje nam małżeństwo, które się rozpada, i pojawiają się  zależności władzy między partnerami. To rozważania na temat dominacji oraz  samotności, bo dziewczyna, którą zagrałam, jest daleko od rodziny, a jednak musi stawić czoła nowym wyzwaniom…

Z informacją, że film, w którym wzięło się udział pojawił się na Festiwalu Filmowym w Cannes, można się oswoić?

Zdecydowanie tak… (śmiech). Całe życie o tym marzyłam, a teraz się to spełnia i jest to takie niezwykłe! Szybko przyzwyczajamy się do tego, co dobre, ale nie możemy zapomnieć  o magii tego, co się wydarzyło. Informację przekazali scenarzysta i reżyser. Napisali do mnie, że film „The most beautiful sound” dostał się do jednej z sekcji na  festiwalu. To było coś niesamowitego móc pojawić się na Festiwalu Filmowym w Cannes i przejść po czerwonym dywanie do Pałacu Festiwalowego. Nie mogłam się doczekać momentu pojawienia się w Cannes również dlatego, że kocham francuskie kino.

W 2019 roku w jury w Cannes znalazł się Paweł Pawlikowski. Kwestią czasu jest, gdy ujrzymy w tym składzie Marię Niklińską?

Ojej, jakie piękne pytanie! Nie wiemy, co czas pokaże, ale kto wie... (uśmiech)  Festiwal Filmowy w Cannes jest świętem kina. Każda chwila pobytu na nim była czymś niezwykłym  i pragnie się więcej i więcej. Do tej pory miałam okazję pojawić się na nim dwukrotnie.  Zostałam zaproszona na pokaz filmu Claude Leloucha – legendarnego reżysera filmu „Kobieta i mężczyzna” i bardzo spodobało mi się to, jak publiczność francuska potrafi uhonorować swoich twórców. Oczywiście były brawa na stojąco po premierze najnowszej jego produkcji, ale jeszcze piękniejsze było to, kiedy publiczność wraz z zespołem pracującym nad filmem, zaczęła śpiewać utwór, który pojawił się w pierwszej wersji „Kobiety i mężczyzny” - słynne szaba - daba - da. Było to bardzo wzruszające.

Zmieniając nieco tytuł pewnego filmu, jak to jest tego „Pewnego dnia w… Cannes”?

Mam wrażenie, że dzieją się tam magiczne rzeczy.  Nie tylko dlatego, że na ulicy spotyka się wtedy ulubionych i utalentowanych twórców, ale dlatego, jak wiele może się raptownie zmienić. Jednego dnia może świecić słońce, później deszcz, następnego dnia znowu słonecznie i potem burza, a potem znowu słońce! (śmiech) Mnie oczywiście najbardziej interesuje aspekt filmowym na tym festiwalu, ale nie zapominajmy , że jest to również święto mody. „Pewnego dnia w… Cannes” jest magicznie, można obejrzeć najlepsze filmy,  a zarazem zobaczyć, jak Francuzi kochają i doceniają swoich twórców.

„Niech nie martwi ciebie nic… Taka prośba: zrób skok” – w utworze „Kangur Alex Hop” odbiorcy ukazało się motto życiowe Marii Niklińskiej?

Nie myślałam tak o tym…  Piosenka „Kangur Alex Hop” pochodzi z charytatywnej płyty, która była skierowana do dzieci, by zaszczepić w nich pozytywne myślenie.  Jeśli chodzi o motto... mogę powiedzieć o bliskich mi słowach, które pojawiają się w jednym z utworów, a mianowicie: „Nim odnajdziesz swój cel, mam sny, by zmienić świat, myśl oświetla nasz strach, a Odkrywca jest w nas”. Jest to tekst z utworu z filmu „Łukasiewicz – nafciarz romantyk” i to właśnie z nim obecnie najbardziej się identyfikuję.

„Rzeczpospolita”: „Chcę znów mieć niedosytu smak” – patrząc na słowa z pani utworu „Ile jeszcze”, pojawia się odpowiedź dlaczego jest pani i aktorką i wokalistką?

Maria Niklińska: Teksty były, są i będą dla mnie zawsze bardzo ważne. To prawda, lubię niedosyt.  Lubię też mieć też ciekawość w sobie i czuć  potrzebę do działania. Natomiast wracając do pytania, myślę, że te dwie dziedziny się ze sobą przenikają i uzupełniają. Dzięki pracy nad nową rolą, jestem później lepszą wokalistką i na odwrót. Scena to jest mój dom, czy jestem na deskach teatru, czy w czasie koncertu. Emocje są takie same.

Pozostało 93% artykułu
Film
Film „Kolonia nr 5”. Cała prawda o życiu emigrantów we Francji
Film
EnergaCAMERIMAGE: Hołd dla Halyny Hutchins
Film
Seriale na dużym ekranie - znamy program BNP Paribas Warsaw SerialCon 2024!
Film
„Father, Mother, Sister, Brother”. Jim Jarmusch powraca z nowym filmem
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Film
EnergaCAMERIMAGE 2024: Angelina Jolie zachwyca w Toruniu jako Maria Callas