Jednak wśród niepewności, jak będzie rozwijała się epidemia, kiedy i czy w ogóle w tym roku skończą się ostre restrykcje, niewiele można powiedzieć o przyszłości wielkich imprez filmowych. Fremaux już oficjalnie ogłosił, że festiwal nie odbędzie się w lipcu, jak początkowo planowano. Ale co dalej? Wciąż jeszcze nie zostały odwołane wrześniowe festiwale w Wenecji, Toronto czy San Sebastian, choć chyba nikt dziś nie wierzy, że będą się one mogły odbyć.
W wywiadzie dla „Variety” Thierry Fremaux potwierdził, że nie widzi możliwości, by festiwal canneński mógł się odbyć w wersji Internetowej. „Nie ma też mowy o krótszym festiwalu czy pominięciu sekcji dodatkowych i zaprezentowaniu jedynie konkursu głównego” - stwierdził, ale dodał, że organizatorzy będą nadal walczyć, bo „nie chodzi tu już o sam festiwal, lecz o wsparcie ekonomiczne całego sektora kinematografii. „Do końca czerwca razem z naszymi selekcjonerami oglądam piękne filmy, które przychodzą do nas z całego świata. Musimy dla nich zapalić jakieś światełko, by mogły dotrzeć do publiczności, jeśli jesienią będą wchodziły do kin”.
A więc co dalej? Fremaux przyznaje, że rozmawia z Alberto Barberą, dyrektorem festiwalu weneckiego, który sam nie jest pewny czy festiwal na Lido będzie się mógł odbyć we wrześniu. „Od początku kryzysu zastanawiamy się czy moglibyśmy w tym roku zrobić coś razem” - mówi Francuz. — Zaprosiły nas również: Locarno, San Sebastian, Deauville. Myślimy o przygotowaniu światowych premier wielu filmów podczas październikowego Lumiere Festival” w Lyonie.
Thierry Fremaux powtarza, że festiwal ma obowiązek wesprzeć kino i jesienne premiery, jeśli się one będą już odbywać: „Kiedy byt kina jest zagrożony, musimy przypominać o jego znaczeniu. Razem i solidarnie”. Ale przecież wszystko jest wielką niewiadomą: wciąż nie wiadomo, na co naprawdę pozwoli sytuacja epidemiczna.