Olivier Nakache i Eric Toledan to sprawdzona para francuskich realizatorów. Pracują zawsze razem i mają na swoim koncie m.in. takie hity jak „Nietykalni” czy „Samba”. „Nadzwyczajni” są filmem w typowym dla nich stylu: pokazujący skomplikowane, niełatwe strony życia, ale jednocześnie pozostawiający nadzieję i wiarę w dobro.
Pochodzący z żydowskiej rodziny Bruno Haroche swoje życie poświęcił pomocy osobom niepełnosprawnym, z chorobą Aspergera i ciężkim autyzmem wyrzucającym chorych na margines społeczeństwa. Dzwonią do niego zrozpaczeni rodzice i lekarze ze szpitali, gdy mają tzw. „przypadki beznadziejne”. On wtedy bierze pod opiekę te dzieciaki - często bez kontaktu, agresywne. A czasem też niebezpieczne dla otoczenia czy powodujące poważne problemy jak chłopak, który ma nawyk pociągania za hamulec metra. Kiedy brakuje miejsc w ośrodku, Bruno podopiecznych umieszcza w mieszkaniach lub w hotelowych pokojach. Nikomu nie odmawia pomocy. Ale ma coraz więcej kłopotów – w jego ośrodku zjawiają się dwaj kontrolerzy z opieki społecznej, zawiadomieni o kiepskich warunkach lokalowych i nietypowych metodach postępowania Haroche’a.
Bruno z pozoru jest szorstki. Ale tak naprawdę roztacza opiekę nie tylko nad swoimi podopiecznymi, lecz również nad trudną młodzieżą, którą zatrudnia w charakterze opiekunów. Jego bratnią duszą jest muzułmanin Malik, który również opiekuje się niepełnosprawnymi.
Recenzenci zarzucali Nakache’owi i Toledano uproszczenia, ale zapewniam, że niejeden widz oglądając „Nadzwyczajnych” wzruszy się i pomyśli o tragedii „odrzuconych”. I jak to u twórców „Nietykalnych” - także w tym filmie nie brakuje chwil niewymuszonego humoru. A do tego świetne kreacje tworzą Vincent Cassel jako Bruno i Reda Kateb jako Malik. Także dla nich warto sięgnąć po tę płytę wydaną przez Kino Świat. A przede wszystkim trzeba pamiętać, że „Nadzwyczajni” oparci są na prawdziwych wydarzeniach: na końcu realizatorzy pokazują zdjęcia autentycznej bohaterki tej historii. Tacy ludzie, pełni pasji, empatii i poświęcenia naprawdę się zdarzają. Zresztą dzisiaj, gdy lekarze nie wychodzą czasem ze szpitali przez kilka dni – nikogo nie trzeba o tym przekonywać.