Tak naprawdę nie po to 5 tysięcy krytyków z całego świata stawiło się w Cannes, żeby oglądać hollywoodzkie blockbustery. Ale dyrektorzy festiwalu zapraszają je na Croisette poza konkursem. Bo to gwiazdy, które w ich ekipach przyjeżdżają, ściągają pod Pałac Festiwalowy tłumy gapiów i fotoreporterów. To ich producenci wydają najbardziej wystawne przyjęcia, dodając imprezie blichtru, który tak bardzo lubi świat kina. A recenzenci dają sygnał, czy publiczność ma na co czekać.
W tym roku dyrektor artystyczny Thierry Fremaux zapewnił festiwalowi w Cannes udział dwóch wielkich hitów: „Furiosy: Sagi Mad Maxa” George’a Millera oraz „Horizon: An American Saga” Kevina Costnera.
Mad Max ma już ponad 40 lat
Jako pierwszy zameldował się na Croisette Miller z piątym filmem ze swojej serii, mającej wieloletnią historię. Początek sagi to rok 1979. Na ekrany wchodzi australijski „Mad Max”, którego bohaterem jest policjant z Miasta Słońca Max Rockatansky. Pewnego dnia w czasie prowadzonego przez Maxa pościgu, ginie jeden z członków bandy motocyklistów Night Rider. Jego kompani chcą pomścić przyjaciela. Między nimi a Maksem rozpętuje się wojna. W roli głównej wystąpił wówczas Mel Gibson i to była dla niego trampolina do sławy.
Potem Mel Gibson zagrał Maxa jeszcze trzy razy: w latach 1981 i 1985, by wreszcie przerzucić się do innej filmowej serii – „Zabójczej broni”. Nie zapomniał jednak o Mad Maksie George Miller, który po 20 latach – w roku 2015 – przywiózł do Cannes „Mad Maxa: Na drodze gniewu”. Już bez Gibsona, który w tym czasie zdążył zestarzeć się i narobić obyczajowych skandali. W głównego bohatera wcielił się więc Tom Hardy, partnerowała mu Charlize Theron. Krytycy oszaleli. „Zastrzyk męskiego testosteronu i kobiecego zwariowania” – napisał recenzent „Variety”. Film okazał się wielkim sukcesem kasowym, dostał też sześć Oscarów.