To nie był udany szczyt dla Charles'a Michela. Belg, który 1 grudnia 2019 roku przejął funkcję przewodniczącego Rady Europejskiej od Donalda Tuska, stanął pod koniec ubiegłego tygodnia przed najpoważniejszym wyzwaniem w swojej karierze: koniecznością wypracowania kompromisu w sprawie nowego budżetu UE na lata 2021–2027. – Pracowaliśmy bardzo ciężko, ale niestety dziś nie udało się osiągnąć porozumienia – mówił w piątek wieczorem w Brukseli Michel, po blisko 30 godzinach negocjacji. Różnica między krajami oszczędnymi, które chciały jak najskromniejszego budżetu, a grupą przyjaciół polityki spójności, która optowała za większymi wydatkami, okazała się na obecnym etapie niemożliwa do zniwelowania. Michel ma wyznaczyć datę następnego szczytu po konsultacjach z państwami członkowskimi.
Kłopotliwe opóźnienie
Belg miał do dyspozycji projekt opracowany przez Komisję Europejską w maju 2018 roku, nad którym jednak w praktyce nie toczyły się żadne polityczne negocjacje. – Powinien był je zacząć Donald Tusk. Skandalem jest, że tego nie zrobił – mówi nam nieoficjalnie wysoki rangą unijny dyplomata. Inny jest bardziej wyrozumiały. – Rzeczywiście temat mu nie leżał, wyraźnie nie chciał się tym zajmować – mówi nam ambasador jednego z państw członkowskich.
Tusk chciał być zapewne kojarzony z jednym unijnym budżetem, tym na lata 2014–2020. Jako premier w ramach polityki spójności wynegocjował w nim dla Polski rekordową kwotę 83 mld euro. Teraz na takie pieniądze nie ma szans – propozycja wyjściowa mówi o 64 mld euro – i Tusk nie chciał być zapewne obarczany winą za przegraną batalię przez rząd PiS.
W efekcie Michel zaczynał praktycznie od zera, czyli miał projekt KE, ale nie podjął żadnych politycznych starań. I ambitnie chciał osiągnąć sukces na jednym unijnym szczycie, bo czasu brakuje. Ustępstwa na tym etapie okazały się jednak niemożliwe do osiągnięcia.
Teoretycznie to ostatni moment na uzgodnienia, jeśli chcemy, żeby UE działała bez zakłóceń. Bo do politycznej zgody 27 przywódców konieczna jest jeszcze akceptacja Parlamentu Europejskiego – wcale nie taka oczywista. Potem potrzebne są jeszcze przepisy, które będą stanowiły podstawę prawną wydawania pieniędzy. To szczególnie ważne dla polityki spójności, gdzie projekty są wieloletnie. Gdyby zgoda zapadła za kilka tygodni, powinno się udać. Ale już opóźnienie o kilka miesięcy miałoby poważne konsekwencje. Nie mówiąc o braku porozumienia w ogóle, bo wtedy w praktyce finansowane są tylko rolnictwo i administracja, a wstrzymana cała polityka spójności, program badań naukowych Horyzont Europa i wszystkie tzw. nowe polityki, jak zarządzanie migracją czy polityka obronna Unii Europejskiej.