Od chwili, gdy stało się jasne, że przyszły niemiecki rząd będzie reprezentował barwy socjaldemokratów, Zielonych i liberałów, nad Szprewą zastanawiano się, czy nowa szefowa niemieckiej dyplomacji Annalena Baerbock będzie miała poważny udział w wykuwaniu polityki zagranicznej kraju, czy pozostanie jej wykonywać w tym względzie polecenia kanclerza Olafa Scholza.
Rosyjska inwazja
Ten tydzień uchylił rąbka tajemnicy. I to w sposób, który musi zostać przyjęty z satysfakcją w Warszawie. Wywodząca się z Zielonych Baerbock, która w opozycji utrzymywała, że Nord Stream 2 służy jedynie Putinowi i jego klice, zapowiedziała, że nowy rurociąg nie zostanie uruchomiony, dopóki nie będzie spełniał prawa europejskiego. To poważny zgryz dla Kremla, który liczył, że tradycyjny szantaż oparty na ograniczeniu dostaw gazu dla europejskich konsumentów zmiękczy Berlin i pozwoli na szybką inaugurację inwestycji.
Czytaj więcej
We wtorek ceny gazu na wolnym rynku w Europie przekroczyły 1500 dolarów za tysiąc metrów sześciennych. Tak drogo nie było od ponad dwóch miesięcy.
Reguły unijne zakładają, że ta sama firma nie może być właścicielem gazociągu i surowca, który nim jest tłoczony. Tymczasem Gazprom jest uosobieniem monopolisty w tym względzie, i to powiązanym z autorytarną władzą w Moskwie. Dlatego zdaniem Bloomberga niemiecki urząd certyfikacji nie wyda zgody na uruchomienie Nord Stream 2 przynajmniej do czerwca. Na tą wiadomość ceny gazu w kontraktach terminowych skoczyły aż o 11 proc.
Nie koniec na tym. Baerbock po raz pierwszy otwarcie zadeklarowała, że gazociąg w ogóle nie ruszy, jeśli Putin zdecyduje się na inwazję na Ukrainę. Od wielu tygodni takiej deklaracji oczekiwali po Niemcach Amerykanie, Polacy, Brytyjczycy, a także kraje bałtyckie. Jednak jeszcze niedługo przed odejściem Merkel wysłała pismo do Waszyngtonu, w którym domagała się, aby konsorcjum budujące Nord Stream 2 zostało zwolnione z sankcji. Ujawnił je portal Axios.