Marcowy odczyt inflacji na Węgrzech negatywnie zaskoczył ekonomistów, którzy spodziewali się, że ceny w ciągu roku wzrosły średnio o 24,7 proc. A to nie koniec złych informacji, bo inflacja bazowa (czyli ta po wyłączeniu cen energii i żywności) wyniosła w marcu 25,7 proc. i była nawet wyższa niż w lutym, kiedy notowała 25,2 proc. Także tu prognozy były znacząco, bo o 1 pkt proc., niższe. Ekonomiści tłumaczą, że inflacja bazowa na Węgrzech jest wyższa od inflacji CPI, czyli tej podstawowej, bo odbijają się na niej ceny regulowane i różnego rodzaju programy pomocowe. Eksperci przewidują też przy tym, że węgierski wskaźnik wzrostu cen może w tym roku jeszcze pójść w górę.
Czytaj więcej
Mieszkańcy województw podkarpackiego, małopolskiego i świętokrzyskiego najsumienniej płacą rachunki. Najwięcej problemów mają z tym na Dolnym Śląsku, Warmii i Mazurach oraz Pomorzu.
Jak podał w środę węgierski urząd statystyczny ceny w marcu wzrosły w stosunku do lutego o 0,8 proc. W ujęciu rocznym najmocniej drożały żywność – aż o 42,6 proc., oraz energia – 43,1 proc.
Przypomnijmy, że wedle szybkiego odczytu polskiego urzędu statystycznego inflacja w marcu spadła u nas do 16,2 proc. w ujęciu rocznym, z 18,4 proc. w lutym. I u nas hamowanie tempa wzrostu cen było wolniejsze od prognoz ekonomistów. W dalszym ciągu najmocniej, bo o 26 proc., drożały nośniki energii i żywność oraz napoje bezalkoholowe – o 24 proc.
W stosunku do lutego w marcu ceny poszły w górę o 1,1 proc.