W sytuacji gdy równocześnie niemieckie czy włoskie meble drożały, powstał mechanizm stymulujący polską ekspansję – twierdzi Maciej Nałęcz, sektorowy analityk Santander Bank Polska.
– Biorąc pod uwagę nieco słabsze perspektywy koniunktury w Niemczech (sąsiedzi zza Odry są tradycyjnie największym rynkiem na polskie produkty) to Zjednoczone Królestwo może w największym stopniu odpowiadać za wzrost importu polskich mebli w 2020 r. – twierdzi Nałęcz.
To możliwe, bo jeszcze przez cały rok obowiązywać będzie obecna umowa handlowa i obecne warunki eksportu towarów na Wyspy – dodaje.
Wyzwaniem rentowność
Tak optymistycznych ocen nie podziela Michał Strzelecki z OIGPM. – Teraz w obliczu rosnących wyzwań, takich jak brak fachowców czy realna perspektywa spowolnienia wywołanego atakiem koronawirusa, trudniej będzie mierzyć się rodzimym meblarzom z najpoważniejszymi wyzwaniami. Chodzi o utrzymanie konkurencyjności i co nie mniej ważne – rentowności – branży. Grupa Szynaka, Black Red White, Meble Wójcik, Forte czy Nowy Styl i inni najwięksi gracze i eksporterzy – mają już za sobą etap automatyzacji produkcji, więc trudno na tym polu oczekiwać nowych, znaczących oszczędności.
– Pozostaje jedynie podnoszenie poprzeczki w dziedzinie optymalizacji procesów produkcyjnych, digitalizacji, specjalizacji, co oznacza, że w cenie będą już nie tyle zwyczajni stolarze i tapicerzy, ale raczej informatycy i technolodzy o najwyższych kwalifikacjach – twierdzą analitycy.
Ale w niepewnych czasach decyzje o kolejnych wydatkach podejmuje się trudniej. Poza tym przedsiębiorcom – w okresie, kiedy trzeba łączyć siły, zawierać sojusze między firmami – szkodzi skrajny indywidualizm. – To, niestety, słabość naszych prezesów – ocenia Strzelecki.