To chyba jeden z najbardziej kontrowersyjnych pomysłów gospodarczych w tym roku. Co więcej, eksperci wskazują, że na tej fundamentalnej zmianie zarobią jedynie Lasy Państwowe, a sam projekt został przygotowany przez ministerstwo bez konsultacji publicznych, więc łamie art. 34 regulaminu Sejmu. Posłom to nie przeszkadza, nowelizacja ustawy o odnawialnych źródłach energii (OZE) w trybie błyskawicznym zaliczyła w tym tygodniu trzy czytania. Posłowie PiS oczywiście odrzucili wszelkie poprawki opozycji, teraz ustawa trafi do Senatu, którego najbliższe posiedzenie zaczyna się 5 sierpnia.
Czytaj także: Polskie lasy trafią do pieców przez koronawirusa
Nowelizacja ustawy o OZE rozszerza definicję drewna energetycznego, czyli tego, które może być spalane w piecach elektrowni jako biomasa. Minister środowiska chce uznać za drewno energetyczne również kłody tartaczne i skrawane, produkty uboczne będące efektem przetworzenia surowca drzewnego, surowiec drzewny niebędący drewnem tartacznym i skrawanym. Ze słów ministra wynika, że resort chce po prostu wysłać do pieców ok. 2 mln m sześc. drewna, które nie zostało odebrane przez przemysł drzewny. Ekolodzy pytają, po co w takim razie drzewa są wycinane w nadmiarze, gdy brak na nie popytu.
PAN: Spalanie drzewa to nieporozumienie
Argumenty za ochroną przyrody rzadko trafiają do posłów partii rządzącej, ale po bardzo merytoryczne argumenty sięgnął – biznes. Dla energetyki wpływ większego dostępu do drewna do spalania będzie co najmniej dwuznaczny, ponieważ to już anachronizm.
- Spalanie drewna w dużych elektrowniach w dłuższej perspektywie nie ma sensu środowiskowego i ekonomicznego, biomasa w dużej elektroenergetyce i tak niedługo zacznie być eliminowana – tłumaczy dr Joanna Maćkowiak-Pandera, b. wiceminister środowiska i prezes Forum Energii, według której sens zagospodarowania biomasy leży co najwyżej w lokalnym ciepłownictwie systemowym lub w blokach dedykowanych. Ale nie w energetyce, tym bardziej, że taki krok zaszkodzi innym sektorom gospodarki, uzależnionym od dostaw z lasów. – Wycinanie lasów na cele energetyczne jest niemoralne, w sytuacji, kiedy są dostępne inne źródła odnawialne, a inne sektory gospodarki dużo bardziej potrzebują drewna. Z perspektywy rozwoju energetyki szczególnie bezsensowne jest współspalanie biomasy w dużych blokach energetycznych. Dodatkowy przychód dla wytwórców z zielonych certyfikatów nie służy ani innowacyjności, ani budowie nowych mocy. W praktyce biomasa jest spalania w najstarszych blokach węglowych, przeznaczonych i tak do wyłączenia – tłumaczy Maćkowiak-Pandera. Jej zdaniem, to jedynie kwestia czasu, kiedy drewno przestanie być uznawane za zielony surowiec energetyczny.