Tradycyjnych salonów i punktów obsługi klientów operatorów telekomunikacyjnych z roku na rok ubywa. To efekt kolejnych przejęć i cyfryzacji, która sprawia, że coraz więcej można zrobić w sieci. Według danych zebranych przez „Rzeczpospolitą" w ubiegłym roku czterem największym telekomom w kraju ubyło około 150 sklepów i w końcu grudnia prowadziły one około 3,2 tys. tzw. POS-ów (ang. point of sales). Tymczasem cztery lata wcześniej było ich ponad 3,5 tys. W tym roku sklepów też ubyło, ale dzieje się to wolniej. Epidemia i zamknięcie galerii handlowych, a wraz z nimi takich miejsc, paradoksalnie uwidoczniły zarządom i akcjonariuszom telekomów, jak ważna jest tradycyjna sieć sprzedaży.
– Mieliśmy sprawną komunikację i jasne wytyczne, co pozwoliło nam szybko wdrożyć odpowiednie procedury. Mogliśmy też liczyć na wsparcie płynnościowe w formie zaliczki na poczet przyszłych prowizji w spółkach należących do segmentu zarządzania sieciami punktów sprzedaży – nie ukrywa Rafał Stempniewicz, członek zarządu OEX.
Spółki zależne OEX należą do grona największych dystrybutorów telekomów. W sumie w końcu czerwca prowadziły 334 salony Orange, Plusa i T-Mobile. To, że telekomy pomagały sieciom salonów, przyznaje także wiceprezes Eurotelu Tomasz Basiński. Ta grupa obsługuje w sumie 184 salony T-Mobile i Playa. Według Basińskiego dzięki specjalnym bonusom mogły zachować płynność, a potem zarobić więcej po ponownym otwarciu sklepów po okresie lockdownu.
Pomoc operatorów, ale przede wszystkim państwa sprawiła, że pod względem finansowym dilerskie sieci mają za sobą bardzo dobry kwartał. Po publikacji sprawozdań za I półrocze br. ich notowania na warszawskiej giełdzie szły w minionym tygodniu w górę.
– Od maja obserwujemy powrót klientów do salonów i rosnącą sprzedaż. Przychody już w czerwcu przekroczyły wartość odnotowaną w czerwcu ubiegłego roku, a EBITDA w drugim kwartale 2020 wzrosła w stosunku do analogicznego okresu w 2019 o ponad 30 proc. (do 6,3 mln zł – red.) – mówi Stempniewicz.