Pandemia koronawirusa, która ogarnęła cały świat, sporo zmieniła w naszym życiu, myśleniu, sposobie pracy czy przyzwyczajeniach. Wiele osób mówi, że świat, który znaliśmy do początku 2020 r., minął bezpowrotnie, ale bynajmniej nie pozbyliśmy się wraz z tym wielu naszych problemów. Wręcz przeciwnie, sprawy, które nie były załatwione latami, uwypukliły się jeszcze bardziej, choćby problem nierentownego górnictwa, do którego dopłacamy miliardy złotych rocznie, a góry nikomu niepotrzebnego czarnego złota stale rosną. Brak znaczącej transformacji energetyki węglowej nie tylko kosztuje nas coraz więcej w rachunkach za energię elektryczną, ale i coraz bardziej niszczy klimat, oddalając nas od celu społeczności międzynarodowej, by wzrost temperatury na globie jak najbardziej ograniczyć.
Cele UE i cele Polski
Wbrew żałosnym nawoływaniom części polityków, by odpuścić sobie cele klimatyczne w czasie pandemii i nawet rezygnować z udziału Polski w systemie ETS (europejski rynek handlu emisjami CO2), kryzys to najlepszy moment na dokonanie zmian.
Unia Europejska, która za jeden ze swoich fundamentalnych celów postawiła osiągnięcie przez wszystkie kraje wspólnoty neutralności klimatycznej w 2050 r., niestety do dziś nie osiągnęła pełnej zgody wszystkich członków w tej sprawie. Jedynym krajem, który nie poparł unijnego celu, jest Polska. I dzieje się tak mimo wyasygnowania i później znaczącego zwiększenia budżetu Funduszu Sprawiedliwej Transformacji, który ma finansować przedsięwzięcia związane z przechodzeniem gospodarki UE na zeroemisyjne źródła energii. Bez akceptacji przez Polskę celu klimatycznego UE nasz kraj będzie miał dostęp tylko do części środków FST.
Rok 2020 przyniósł również podniesienie poprzeczki, jeśli chodzi o redukcję emisji CO2. We wrześniu KE zaproponowała podwyższenie celu z 40 do 55 proc. emisji do 2030 r. Ruch ten nie spodobał się organizacjom ekologicznym, które krytykowały Komisję za zbyt łagodne potraktowanie problemu ocieplania klimatu, do którego głównie przyczynia się emisja gazów cieplarnianych, a z drugiej strony najwięksi emitenci CO2 jęknęli, że te wyśrubowane normy są niemożliwe do spełnienia.
W ogłoszonej we wrześniu przez Ministerstwo Klimatu strategii energetycznej zapisano, że w wariancie, gdy ceny uprawnień CO2 będą znacząco rosły – po kilkumiesięcznym spadku ceny wróciły do poziomu sprzed wybuchu pandemii koronawirusa – w 2040 r. Polska ma pozyskiwać z węgla raptem 11 proc. energii, gdy teraz ten poziom oscyluje wokół 80 proc. To ambitne podejście oczywiście nie spodobało się górnikom. Sektor ten czekają duże zmiany i im szybciej zostaną one wprowadzone, tym lepiej.