Prezes Urzędu Regulacji Energetyki (URE) rozpatrzył kolejne wnioski w ramach pierwszej fazy wsparcia dla morskich farm wiatrowych. Pozytywne decyzje otrzymały dwa projekty realizowane wspólnie przez Polenergię i Equinor: Bałtyk III i Bałtyk II o łącznej mocy 1,44 GW. Spółki szacują, że nakłady inwestycyjne związane z ich realizacją mogą sięgnąć nawet 19 mld zł.
W pierwszej fazie wsparcia inwestorzy mogą liczyć na tzw. kontrakt różnicowy, a więc pokrycie różnicy pomiędzy rynkową ceną prądu a ceną umożliwiającą przedsiębiorcom zwrot kosztów wytwarzania energii elektrycznej z wiatraków na morzu. Maksymalna cena energii sięga 319,6 zł/MWh.
– Przyznane wsparcie to kluczowy warunek dalszych dynamicznych prac i zarazem odpowiedź, kiedy możemy zacząć budowę. Jesteśmy już teraz na dobrej drodze, by najpóźniej w 2027 r. pierwszy projekt Polenergii i Equinor został oddany do użytku – podkreśla Michał Michalski, prezes Polenergii. Dodaje, że po uzyskaniu wymaganych pozwoleń, zawarciu niezbędnych umów i pod warunkiem podjęcia ostatecznej decyzji inwestycyjnej przez wspólników prace budowlane mogłyby się rozpocząć na przełomie lat 2023 i 2024.
Wcześniej prezes URE wydał już decyzję dla trzech projektów o łącznej mocy 2,9 GW. Dwa z nich realizowane są przez Polską Grupę Energetyczną i duński Orsted: Baltica-2 o mocy niemal 1,5 GW i Baltica-3 o mocy nieco ponad 1 GW. Kolejna pozytywna decyzja dotyczyła projektu rozwijanego przez niemiecki RWE poprzez spółkę Baltic Trade and Invest o mocy 350 MW. URE nadal rozpatruje pozostałe wnioski, które zostały złożone w ustawowym terminie, czyli do końca marca. W kolejnych latach o wsparcie inwestorzy będą walczyć w konkurencyjnych aukcjach.
Polska zamierza do 2030 r. zbudować blisko 6 GW mocy w morskiej energetyce wiatrowej i 11 GW do 2040 r. Pierwsze farmy mają ruszyć w 2026 r. Jest to o tyle ważne, że po 2025 r. z krajowej sieci wypadać będą stare bloki węglowe i może powstać potężna luka w dostępnych mocach. Załatać tę lukę mają też nowe elektrownie gazowe, ale czasu jest coraz mniej, a w polskiej energetyce wielomiesięczne opóźnienia w dużych inwestycjach są codziennością. W dalszej perspektywie ratunkiem dla systemu mają być bloki jądrowe. Rządowa strategia przewiduje, że pierwszy z nich ruszy w 2033 r. Ten plan może okazać się jednak zbyt ambitny. Takie głosy słychać nawet w rządowych kuluarach – część ministrów nieoficjalnie przyznaje, że na atom musimy poczekać co najmniej 15 lat.