Projekt nowelizacji ustawy, która odblokuje rozwój lądowej energetyki wiatrowej, trafi pod obrady Sejmu we wrześniu lub październiku – ocenia Anna Kornecka, wiceminister rozwoju, pracy i technologii. Najpierw jednak projekt musi zostać przyjęty przez Radę Ministrów, a tam o zgodę może być trudno. Część polityków partii rządzącej przekonuje w nieoficjalnych rozmowach, że zmiana prawa oznaczałaby odwrócenie się PiS od własnego programu i obietnic przedwyborczych.
– Spodziewam się ostrej dyskusji w rządzie, ale jestem przekonana, że uda nam się uzyskać zgodę dla proponowanych zmian. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że bez energetyki wiatrowej na lądzie nie uda nam się zrealizować celów przewidzianych w polityce energetycznej państwa do 2040 r. – dowodzi Kornecka.
Pierwszy krok
Nowelizacja ustawy przewiduje przede wszystkim umożliwienie inwestorom stawiania wiatraków w bliższej odległości od zabudowań niż dotychczas. Ustawa z 2016 r. wprowadziła tzw. zasadę 10H, według której lądowe elektrownie wiatrowe mogą być lokowane w odległości od domów nie mniejszej niż dziesięciokrotność wysokości wiatraka. W praktyce zablokowało to rozwój nowych projektów. Według nowych zasad reguła 10H zostanie zachowana, ale w szczególnych przypadkach o wyznaczaniu lokalizacji elektrowni wiatrowych będą mogły decydować gminy. Jednak przy zachowaniu minimalnej odległości od zabudowań, nie mniejszej niż 500 m.
– Nie jest to jeszcze rewolucja, na jaką czeka branża, bo zasada 10H zostanie utrzymana. Jednak już samo poluzowanie obostrzeń pozwoli lepiej wykorzystać potencjał energetyki wiatrowej – podkreśla Janusz Gajowiecki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej.