Pozytywna informacja w połowie maja brzmi: produkcję podjęły prawie wszystkie znaczące fabryki branży, która w ostatnich latach była lokomotywą polskiego eksportu.
To oczywiście nie jest ruch pełną parą. Decyzjom przedsiębiorców, którzy stanęli przed koniecznością zmian w firmowej strategii, wciąż towarzyszy niepewność, jak ostatecznie rozwinie się sytuacja. – Kluczowe pytanie brzmi: czy klienci, przestraszeni gospodarczymi konsekwencjami pandemii, nie zmienili swoich nawyków i nie odsuną na przyszłość zakupów domowych sprzętów, bo pojawi się inny priorytet w domowym budżecie – zastanawia się Michał Strzelecki, dyrektor Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Producentów Mebli.
Uruchomienie w kraju meblowych sklepów w zeszłym tygodniu zapaliło małe światełko w tunelu, ale do pełnych obrotów w handlu jeszcze daleko.
Na krawędzi
Cała branża, która jeszcze w zeszłym roku odnotowała 10,9 mld euro przychodów z zagranicznej sprzedaży i cieszyła się doskonałym, drugim po Chinach miejscem na liście największych światowych eksporterów, po uderzeniu koronawirusa i globalnym tąpnięciu w handlu znalazła się na krawędzi. – Dziś podstawową kwestią, która przesądzi, czy polscy meblarze odbudują swój potencjał i kiedy powrócą na szczyt, jest potwierdzenie, że zamówienia z Niemiec i pozostałych europejskich i światowych rynków są aktualne i będą faktycznie zrealizowane – mówi dyr. Strzelecki.