Ale nie wiadomo, czy w ogóle państwowy moloch będzie w stanie wypłacić pensje ponad 60 tys. pracowników. Z naszych informacji wynika, iż sytuacja spółki jest na tyle trudna, że styczniowe wynagrodzenia mogą stanąć pod znakiem zapytania. Nie oznaczałoby to, że pocztowcy nie otrzymają pensji – wypłaty zapewniłby bowiem Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych. Ale PP miałaby wówczas kolejne zobowiązanie do uregulowania.
Opinia dla „Rz"
Mateusz Chołodecki, kierownik laboratorium rynku pocztowego, Centrum Studiów Antymonopolowych i Regulacyjnych UW
Sytuacja Poczty jest bardzo trudna. Nie znamy kwoty straty spółki na usłudze powszechnej, ale zapisany w noweli prawa pocztowego limit wydatków budżetu państwa na finansowanie kosztu netto obowiązku świadczenia tych usług w 2023 r. wynosił 697 mln zł. Do tego wzrost płacy minimalnej od stycznia br. to – przyjmując, iż dotyczy to 80 proc. z 63 tys. pracowników – kolejne ok. 800 mln zł kosztów w skali roku. Zakładając, że rekompensata z budżetu dla operatora sięgnie połowy maksymalnej kwoty, to widać, że w br. Poczcie może brakować nawet ponad 1,1 mld zł. ∑
W centrali PP zapewniają jednak, że pensje „wypłacane są na konta pracowników zgodnie z prawem”. – Osoby zatrudnione w Poczcie Polskiej i objęte zakładowym układem zbiorowym pracy poza wynagrodzeniem zasadniczym otrzymują również inne dodatki, dlatego też wypłata na konto nigdy nie jest niższa od wysokości wynagrodzenia minimalnego – zastrzegają w biurze prasowym operatora. – Pracownicy po spełnieniu określonych kryteriów mogą liczyć także na 13. pensję i dodatek stażowy oraz skorzystać z różnych świadczeń socjalnych – podkreślają.
Czekając na Brukselę
Sytuację w PP mogłaby poprawić wypłata z budżetu państwa blisko 700 mln zł rekompensaty za straty poniesione przez spółkę na usługach powszechnych w latach 2021–2022. Ale ta pomoc publiczna wciąż nie ma zielonego światła z Komisji Europejskiej. Ta wydała wstępną zgodę („comfort letter”), ale to zbyt mało, by przekazać Poczcie choćby zaliczkę. Część związkowców, zarząd PP i byli ministrowie z PiS wskazywali, że wina leży po stronie Brukseli, która zablokowała wypłatę. Piotr Moniuszko tłumaczy jednak, że jedynymi winnymi tej patowej sytuacji są władze Poczty i byłe szefostwo Ministerstwa Aktywów Państwowych. – To, że PP ma bardzo poważne problemy jest wynikiem licznych szkodliwych i złych decyzji jej zarządu w ostatnich ośmiu latach. Wyrzucono w błoto setki milionów złotych, m.in. na Centralną Sortownię Gabarytów w Łodzi, która okazała się błędną inwestycją – komentuje. – Dodatkowo, na etapie legislacyjnym noweli prawa pocztowego w 2022 r., zarząd nie zabiegał o zapis w ustawie, aby – wzorem poczt innych krajów europejskich – już na etapie decyzji „comfort lettler” KE chociaż część środków mogła być spółce wypłacona. Obciążanie dziś Komisji Europejskiej za obecne kłopoty Poczty jest po prostu nieuczciwe – kontynuuje nasz rozmówca.
Pomysł dla poczty
Wzorem Saudyjczyków
Eksperci z branży logistycznej uważają, iż Pocztę Polską należałoby podzielić na dwa podmioty: część zajmującą się nierentownymi usługami powszechnymi i komercyjną „nogę” kurierską. Grzegorz Urban z Last Mile Experts twierdzi, że PP powinna być o połowę mniejsza niż obecnie. „Z elastycznym modelem kosztowym (...), świadcząca nowoczesne usługi paczkowe, usługi elektronicznej korespondencji urzędowej” – wylicza w poście na LinkedIn. I wskazuje, iż wzorem mogłaby być Arabia Saudyjska. „Kraj ten niezwykle szybko się modernizuje i nie mając czasu na długie procesy restrukturyzacyjne, postawił obok poczty krajowej, dawnej Saudi Post, nowy ale starannie zaprojektowany organizm SPL (Saudi Post Logistics), do którego przeszła cała zdrowa tkanka byłej poczty. SPL zwiększa swój wolumen paczek rokrocznie o 40 proc.” – wylicza w poście. ∑
Wydanie zgody przez Brukselę teoretycznie może więc jeszcze potrwać. Leszek Michoński, przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników PP Wschód, zaznacza, że to proces długotrwały i trwa nawet trzy lata. Jego zdaniem to, że procesy decyzyjne w KE trwają bardzo długo, to wiedza powszechna, ale inne państwa UE w swoich przepisach dotyczących dopłat potrafiły właściwie zabezpieczyć interesy operatorów, formułując zapisy dotyczące udzielania pożyczek czy zaliczek. – U nas takiej prawnej możliwości nie ma – zauważa Michoński.