Ministrowie ds. energii 27 państw członkowskich zaakceptowali w piątek wstępnie propozycję Komisji Europejskiej, której celem jest obniżenie ceny prądu na unijnym rynku.
– Włożyliśmy kolejny kawałek puzzla. Na pewno nie ostatni – powiedział Josef Sikela, czeski minister przemysłu i handlu, który przewodniczył spotkaniu. To zgoda polityczna, w najbliższych dniach dojdzie do głosowania pisemnego, które z całą pewnością potwierdzi ustalenia z piątku. Co prawda Polska jest przeciw, ale dla tego rozporządzenia wystarczy kwalifikowana większość głosów.
Mniej prądu w godzinach szczytu
Plan zawiera trzy podstawowe elementy. Po pierwsze, obowiązkowe zmniejszenie popytu na energię elektryczną w godzinach szczytowego zapotrzebowania. Państwa muszą same dla siebie zidentyfikować takie godziny szczytu, które muszą obejmować 10 proc. czasu zapotrzebowania na elektryczność. I w tym czasie spadek zapotrzebowania musi wynosić 5 proc.
Dlaczego to takie ważne? Bo bardzo często to właśnie w godzinach szczytu uruchamiane są elektrownie gazowe, żeby uzupełnić niewystarczające dostawy energii z innych źródeł. A celem unijnej polityki energetycznej jest obecnie zmniejszenie zużycia gazu, bo – jak się przekonaliśmy w ostatnich miesiącach – to surowiec drogi, deficytowy i łatwy do użycia jako instrument szantażu politycznego.