Pomimo wcześniejszych obietnic ministra aktywów państwowych Jacka Sasina nie będzie rekompensat dla gospodarstw domowych za rosnące ceny energii elektrycznej. Zamiast tego Ministerstwo Klimatu i Środowiska, kierowane przez Michała Kurtykę, przygotowuje propozycję ulg w opłatach dla najbiedniejszych. Z kolei były minister energii, poseł PiS Krzysztof Tchórzewski, dał do zrozumienia na antenie radia Nowy Świat, że rekompensaty nie są już potrzebne, bo Polakom żyje się lepiej. To nie pierwszy raz, gdy politycy koalicji rządzącej różnią się w kwestiach dotyczących spraw energetyki.
Dość wspomnieć, że ministrowie Solidarnej Polski nie poparli nowej polityki energetycznej państwa do 2040 r., która przewiduje stopniowe odchodzenie od spalania węgla, rozwój odnawialnych źródeł energii i energetyki jądrowej. Punktem spornym w rządzie jest też m.in. kwestia zniesienia barier dla rozwoju farm wiatrowych na lądzie czy potencjalnej konsolidacji koncernów energetycznych.
Czytaj także: Transformacja energetyczna za 1,6 bln zł
Z tego politycznego chaosu dla konsumentów energii elektrycznej wyłania się jeden wniosek – w najbliższych latach będą płacić za prąd coraz więcej.
Wysokie emisje
Głównym problemem polskiej energetyki jest to, że produkujemy prąd głównie z węgla. Krajowe elektrownie są więc potężnymi emitentami dwutlenku węgla, za co ponoszą coraz wyższe opłaty. Ceny uprawnień do emisji CO2 szybują w niespotykanym dotąd tempie. W lutym przebiły rekordowe 40 euro za tonę, choć jeszcze przed rokiem oscylowały wokół 20–25 euro. To przekłada się wprost na ceny energii elektrycznej na Towarowej Giełdzie Energii, a w dalszej kolejności na rachunki za prąd firm i gospodarstw domowych. W lutym ceny energii na TGE w kontraktach na przyszły rok sięgnęły nawet 287,60 zł za megawatogodzinę, czyli w ciągu zaledwie miesiąca wzrosły o 14 proc. To oznacza, że w przyszłym roku czekają nas podwyżki.