W 2016 r. zbrojeniowe firmy wykupiły Autosan od syndyka na fali patriotycznego wzmożenia zainicjowanego przez PiS. Wskrzeszenie i odbudowa upadłych zakładów autobusowych miały być popisem skuteczności nowej polityki gospodarczej. Przejęcie fabryki autobusów w obecności premier Beaty Szydło i telewizyjnych kamer okrzyknięto spektakularnym sukcesem.
Transformacja Autosanu okazała się jednak trudniejsza niż zakładano i uzdrawianie zakładów, w których rzeczywiście udało się wznowić produkcję autobusów, nadal wymaga wsparcia. Właściciele nie chcą ujawnić, ile już dołożyli do fabryki, ale szacunki mówią o kilku, kilkunastu milionach złotych. Zakład co prawda odżył, ale wciąż nie odzyskał pozycji znaczącego gracza na motoryzacyjnym rynku.
Nie wypaliły też pomysły, aby sanocką firmę wciągnąć do zbrojeniowego biznesu. Nie powiodła się realizacja większości planów lokowania w sanockiej spółce zamówień wojskowych, np. produkcji lekkich samochodów terenowych czy kooperacyjnych dostaw komponentów dla fabryk Polskiej Grupy Zbrojeniowej.
Według wyjaśnień PGZ zamiar wycofania się z Autosanu wynika z faktu, że obronna grupa kapitałowa „koncentruje się obecnie na produkcji sprzętu wojskowego i zaspokajaniu potrzeb Sił Zbrojnych", natomiast sanocka spółka szansy na rozwój powinna szukać raczej poza PGZ, wykorzystując możliwości, jakie dają własne konstrukcje ekologicznych autobusów i „uruchomienie programów rządowych wspierających rozwój elektromobilności".
Utrzymać produkcję
Decydując się na wysłanie Autosanu do cywila, obecni właściciele z grupy PGZ – warszawski potentat radarowy PIT Radwar i HSW, producent m. in. armatohaubic Krab – postawili kilka warunków. Udziały w sanockiej spółce można kupić w całości lub nabyć pakiet większościowy. Obecnie obie spółki mają po 50 proc. Wartość każdego pakietu wyceniono na 44,87 mln zł. Jeśli inwestor zechce kupić całość, musi wyłożyć ok. 90 mln zł. Dodatkowo przyszły właściciel musiałby zagwarantować, że utrzyma znak firmowy „Autosan" i będzie prowadził produkcję na miejscu, w Sanoku.