Orange Polska opublikował w środę po zamknięciu sesji wyniki za pierwszy kwartał 2021 r. W porównaniu z trudnymi pierwszymi miesiącami 2020 roku, gdy koronawirus na świecie uderzył w dostawy z Azji, w tym smartfonów i skasował doroczne targi branży mobilnej w Barcelonie, są one dużo lepsze.
Przychody tego jednego z największych w kraju telekomów są wyższe niż przed rokiem o 4,1 proc., EBITDAal (zysk operacyjny powiększony o amortyzację i koszty leasingu) o 5,3 proc. i inaczej niż przed rokiem na plusie jest też finalny wynik finansowy. Wszystkie trzy pozycje są też albo nieco albo sporo wyższe niż mówiła średnia prognoz biur maklerskich. Ankietowani przez PAP analitycy spodziewali się niecałych 2,9 mld zł przychodu, niecałych 694 mln zł EBITDAal i 15,5 mln zł czystego zysku.
Menedżerowie polskiej firmy, którym przewodzi od kilku miesięcy Julien Ducarroz zdają się być pewniejsi, że i rok będzie nienajgorszy. Akcentują w prezentacji dla inwestorów, że przychody rosły za sprawą głównego biznesu.
Tu ważnym elementem jest światłowodowy dostęp do internetu, który nadal zdobywa użytkowników. W końcu marca Orange Polska świadczył taką usługę blisko 780 tys. abonentów, co oznacza, że w kwartał przybyło mu ich 54 tys. (w IV kw. 63 tys.). Takie łącze kosztuje przy tym średnio 69,1 zł, czyli o około 10 zł więcej niż inne łącze stacjonarnego dostępu do sieci od tego operatora. Wskaźnik ten (światłowodowe ARPO) rośnie m.in. dlatego, że telekom sprzedaje więcej abonamentów z internetem szybszym niż w opcji do 300 Mb/s.
Z prezentacji telekomu wynika, że również w segmencie usług w pakietach (konwergentnych) i usług mobilnych – choć tylko w pre-paidzie, gdzie kart SIM ubywa - notował on w minionym kwartale wzrosty ARPO.