Władze Poczty Polskiej (PP) poddały się naciskom pracowników i – choć nie zrezygnują ze zwolnień grupowych w spółce – znacząco ograniczą ich zasięg. Przeciwko wdrożeniu tego planu protestowało kilkadziesiąt związków zawodowych. Niektóre weszły nawet w spór zbiorowy z pracodawcą. Wspólna Reprezentacja Związkowa, wobec fiaska rokowań, wystąpiła o mediacje. Kolejnym krokiem miały być ogólnopolskie akcje protestacyjne i referendum strajkowe. Poskutkowało.
Czytaj także: Poczta Polska na ostrzu noża. Spór z zarządem eskaluje
To nie koniec sporu
PP planowała redukcję 7 tys. etatów. Większość w ramach programu dobrowolnych odejść. Ale w czerwcu miały ruszyć zwolnienia grupowe, które miały objąć do 2 tys. osób. Pracodawca przekonywał, iż to efekt trudnej sytuacji ekonomicznej spółki. Związkowcy od początku argumentowali jednak, że zwolnienia nie są uzasadnione. Ostrzegali, że w firmie zabraknie rąk do pracy. Leszek Michoński, przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników PP „Wschód", tłumaczył, że Poczta jako operator wyznaczony ma ściśle określone obowiązki w zakresie terminowości i dostępności do usług powszechnych, a zaplanowana skala redukcji zatrudnienia w 2021 r. będzie miała negatywny wpływ na ich wykonywanie, co pogorszy jakość usług i warunki pracy. Ale być może „przemówiły" inne argumenty. Z jednej strony groźba strajku, a z drugiej fakt, że zwolnienia grupowe mogą wiązać się ze sporymi odszkodowaniami.
Związkowcy zwracają uwagę, że w PP fluktuacja pracowników sięga 15 proc. rocznie, co oznacza, że do firmy przychodzi i odchodzi ok. 10 tys. osób. Zwolnienie 2 tys. skutkowałoby tym, że – zgodnie z zapisami ustawy o zwolnieniach grupowych – ci, którzy będą chcieli, będą mogli bardzo szybko wrócić do pracy w spółce, ewentualnie na drodze sądowej otrzymać odszkodowanie. Ale pracownikom pomogła też sytuacja rynkowa. Jak wskazuje pocztowa „Solidarność", w kontekście „radykalnie zmieniającej się sytuacji epidemicznej i wysoce prawdopodobnego, dynamicznego wzrostu gospodarczego w Polsce w II połowie br." odstąpienie od zwolnień grupowych może przynieść firmie korzyści. Jak wyjaśnia Justyna Siwek, rzeczniczka PP, zarząd po I kwartale ponownie dokonał analiz trendów na rynku usług pocztowych. Okazało się, że sytuacja spółki i jej otoczenie faktycznie są lepsze, niż zakładano. Ostatecznie operator z końcem ubiegłego tygodnia zdecydował więc, że skala zwolnień będzie zdecydowanie niższa – obejmie ok. 960 miejsc pracy.