Prezes Kredobanku: Wielkie fundusze czekają na koniec walk w Ukrainie

Panuje konsensus, że jeżeli w Ukrainie pojawią się prawdziwe, duże pieniądze, to dopiero wtedy, gdy nadejdzie formalne zakończenie wojny lub okres stabilizacji – mówi Jacek Szugajew, prezes Kredobanku.

Publikacja: 14.02.2023 03:00

Prezes Kredobanku: Wielkie fundusze czekają na koniec walk w Ukrainie

Foto: parkiet.tv

Organizatorzy jednej z konferencji ekonomicznych nazwali pana kryzysowym top menedżerem: zarządzał pan Kredobankiem głównie w czasach kryzysu, pandemii i teraz wojny. I Kredobank, mimo trudnego czasu, radzi sobie dobrze. Otwiera nowe placówki, wznowił pracę w Chersoniu po zakończeniu walk, przystąpił do sieci Power Banking, która gwarantuje dostęp do usług w warunkach blackoutu. Jak to jest: działać w strefie walk w Europie?

To raczej tylko się tak złożyło, że na mój okres pracy w Ukrainie nałożył się najpierw covid, a potem wojna. W takich warunkach przyszło nam sobie radzić.

Z kolei Power Banking to instrument wprowadzony przez Narodowy Bank Ukrainy, który oczekuje, że wszystkie banki, szczególnie banki systemowe, zapewnią, że minimum 35 proc. oddziałów w każdym regionie będzie działało w sposób ciągły, niezakłócony, nawet bez dostępu do prądu czy sieci internetowej. Banki muszą więc zapewnić generatory, a także dostęp do sieci łączności – tu są zabezpieczone siecią Starlink.

To niejedyna usługa na czas wojny, którą Kredobank ma w ofercie. Uruchamiacie państwo właśnie specjalną linię kredytową, finansowaną przez Brukselę za pośrednictwem polskiego BGK, ale kredyty mają być też udzielane w strefie walk.

Nieco wcześniej uruchomiliśmy linię gwarancyjną otrzymaną od EBOiR, która pozwala nam finansować przedsiębiorstwa w Ukrainie, choć nie w strefie walk. Ta linia w ciągu miesiąca pracy została wykorzystana już w połowie. Została ona przyznana na 35 mln euro, gwarancje pokrywają 50 proc. kredytu, czyli linia pozwala nam na 70 mln euro nowych kredytów. Linia od KE wchodzi praktycznie teraz, dopiero zaczynamy. Ma szerszy zasięg geograficzny, bo pozwala na kredytowanie przedsiębiorstw na styku –czy w pobliżu – stref walk. To był jeden z warunków Komisji Europejskiej: tego typu instrumenty mają być wykorzystywane szerzej także ze względu na ich misyjny charakter. Bruksela pokrywa gwarancją 90 proc. ekspozycji, ale 10 proc. to ciągle udział banku. Przewidujemy pełne wykorzystanie tych 10 mln euro i to w szybkim tempie.

Macie państwo sygnały z zagrożonych terenów, że firmy wezmą kredyty i będą je spłacać?

Tam są przedsiębiorcy, którzy już przed wojną byli naszymi klientami, a dziś usiłują kontynuować swoje działania, co podziwiamy.

Oczywiście, wszyscy w strefach bezpośrednio dotkniętych wojną ucierpieli, część zakładów produkcyjnych czy upraw zostało zniszczonych. Ale firmy usiłują kontynuować działania, a część przeniosła swoje biznesy na zachodnią Ukrainę lub dalej.

Na co firmy potrzebują finansowania w strefach walk?

Te linie przede wszystkim przeznaczone są na przetrwanie. My przy każdej dyskusji o odbudowie Ukrainy staramy się podkreślić, że zanim przyjdzie ten ważny moment, trzeba do niego dotrwać. A to oznacza bieżące kredytowanie, w dawnych dobrych czasach przedwojennych nazwalibyśmy to kredytem obrotowym, a dziś – finansowaniem na przetrwanie, podtrzymanie działalności biznesu.

Spodziewacie się, że te firmy będą w stanie spłacać swoje zobowiązania?

Oczywiście, niezależnie od tego, że firmy działają w regionach zbliżonych do stref walk, staramy się oceniać każdy kredyt, robić normalną analizę. Uwzględniając fakt, że pracujemy w wojennych warunkach, staramy się ocenić, jakie są szanse na spłatę udzielonego finansowania. Nie wszystkie pieniądze trafią do stref walk, ale określony procent finansowania unijnego musi trafić do regionów najbardziej nimi dotkniętych.

Potrzeby finansowania wynikają z zakłócenia na początku wojny łańcuchów dostaw, utrudnień w eksporcie lub sprzedaży wyprodukowanych towarów w kraju. Dotyczy to również działalności rolno- -spożywczej, na którą spora część finansowania zostanie udzielona pod gwarancje Komisji Europejskiej.

Jak wygląda uwzględnianie warunków wojennych przez bank?

Oceniamy, czy jest jakakolwiek szansa zabezpieczenia tego kredytu lub – jeżeli to był nasz klient – w jakiej kondycji jest obecnie. Instrumenty gwarancyjne pozwalają naszym klientom wyjść z takiej trudnej sytuacji, w której z jednej strony jest potrzeba finansowania, a z drugiej strony – normalnie uwzględniane przez banki zabezpieczenia są albo mniejsze, albo zostały zniszczone na skutek działań wojennych.

Jakiej szkodowości oczekuje pan w tej linii kredytowej?

Nasza średnia szkodowość we wszystkich regionach to ok. 10 proc. w sektorze małego i średniego biznesu. Jak to będzie w rejonach walk? Gdybyśmy wyjęli ten segment z całego portfela, on będzie miał oczywiście wyższą szkodowość, ale jej rzeczywistą wysokość poznamy, gdy portfel zacznie nam rosnąć. Spodziewamy się, że będzie wyższa niż te nasze średnie 10 proc. Jak znacząco wyższa – to będziemy oceniać po pierwszym miesiącu czy dwóch kredytowania.

Za dziesięć dni będzie pierwsza rocznica ataku Rosji na Ukrainę, to okazja do podsumowania, jak radzi sobie sektor finansowy kraju, który od roku walczy na własnym terenie. Oczywiście, Ukraina dostaje duże wsparcie z Zachodu, od początku wojny już 49 mld euro, w tym roku kolejne 18 mld euro. W jaki sposób Ukraina utrzymuje się na powierzchni? Jak ocenia pan stabilność jej systemu finansowego?

W skali makro, bez wsparcia zewnętrznego, budżet Ukrainy miałby olbrzymie trudności z finansowaniem zarówno funkcjonowania gospodarki w trakcie wojny, jak i podtrzymania wysiłku wojennego, finansowania działań zbrojnych.

Sam system finansowy – co jest zaskakujące dla każdego, kto jest z zewnątrz – przetrwał te najtrudniejsze trzy miesiące, kiedy losy wojny ciężko było prognozować. Nie tylko przetrwał, ale dalej funkcjonuje: mamy zagregowane dane podane przez Narodowy Bank Ukrainy (NBU) za pierwsze 11 miesięcy 2022 r., które pokazują, że całość systemu wygenerowała nieco ponad 20 mld zysku mimo wojny. Oczywiście, w tej grupie są banki, które poniosły straty i banki z rekordowym zyskiem. Ponad 30 mld tego drugiego zanotował PrivatBank, największy – i państwowy – bank Ukrainy. Te dane pokazują, że te 30 mld hrywien PrivatBanku de facto kompensowało straty innych banków.

Z kolei z prywatnego sektora z kapitałem zagranicznym największe straty poniósł Alfa-Bank z kapitałem rosyjskim. Obecnie zapada decyzja, co się z nim stanie.

Zapewne nad nim nikt nie płacze.

Alfa-Bank jest systemowo ważny i kraju nie stać na to, żeby bank umarł systemowo z powodu właściciela. Ten bank po 11 miesiącach zanotował ok. 8-miliardowe straty, poniosły je też niektóre banki państwowe: Ukrgaz Bank, Ukr Exim. Ta sytuacja jest więc z punktu widzenia zysków mieszana, ale całość systemu przetrwała.

System notuje też dużą nadpłynność, sięga ona momentami 200 mld hrywien, można więc powiedzieć, że potencjalnie pieniędzy na finansowanie nie brakuje. Ale to, co jest problemem i przyczyną tak dużych strat, to rezerwy pod portfele kredytowe, papiery wartościowe, papiery skarbowe Ukrainy. Na skutek negatywnych zmian ratingu z powodu wojny, te rezerwy skumulowane w portfelu każdego banku są znacząco wyższe niż w normalnym roku. To też powoduje, że banki mają problem ze wznawianiem i aktywnym finansowaniem – bez instrumentów zdejmujących choć część ryzyka. Te wysokie poziomy rezerw sprawiają, że nie tylko ponosimy straty jako sektor, ale też każdy z banków musi utrzymywać wszystkie wskaźniki kapitałowe i inne wymogi NBU.

Jak sobie radzi gospodarka Ukrainy, jak działa tam biznes z państwa punktu widzenia?

W czasie wojny ciężko przykładać normalne parametry działania do biznesu. Ponad 50 proc. firm wstrzymało swoją działalność, dalsze 20–30 proc. pracuje na jakąś część swoich mocy. To z biegiem czasu ulegało poprawie, ale odbija się w dramatycznym spadku PKB Ukrainy – zależnie od szacunków co najmniej o 30 proc.

Czy spadek PKB przekroczył wcześniejsze szacunki?

Odpowiedź zależy od tego, czy to szacunki IMF, NBU czy rządu Ukrainy – one są bardziej i mniej optymistyczne. W stosunku do tych bardziej optymistycznych, spadku rzędu 15–20 proc. – PKB spadł, niestety, poniżej nich.

Nie spadł jednak o 50 proc. A w PKO wszyscy patrzyliśmy na trzy scenariusze: katastrofy ekonomicznej, czyli spadku PKB o 50 proc.; scenariusz środkowy zakładał zaciskanie pasa i duże problemy, ale jeszcze nie dramatyczne; a optymistyczny zakładał szybki koniec wojny i szybkie przejście do odbudowy. Ten środkowy scenariusz trwa, widzimy spadki, one są w kategoriach UE dramatyczne, bo spadek PKB czy inflacja pod 30 proc. to dużo – choć unijne poziomy też się zmieniły mocno przez ten rok. Ale gospodarka funkcjonuje.

A jak sobie radzą firmy?

Część przeniosła działalność do zachodniej Ukrainy, zresztą na prośbę i ze wsparciem władz Ukrainy, a część przeniosła się za granicę, w tym do Polski.

Ci, którym najłatwiej było przenieść się za granicę, to firmy najmniej obciążone aktywami, jak firmy z sektora IT. Ale spora część firm produkcyjnych – z maszynami, urządzeniami, miejscem potrzebnym do produkcji – przeniosła się na zachód Ukrainy.

Czy macie państwo jakieś scenariusze, jak mogłaby wyglądać ta odbudowa?

Tu faktycznie czynnikiem stymulującym wejście większych funduszy jest zakończenie wojny. Ostatnio byliśmy na ciekawym spotkaniu zorganizowanym przez europejską wspólnotę biznesową w Ukrainie – z głównym ekonomistą Black Rock i innymi ekonomistami z USA, Kanady, UE. Wszędzie panuje konsensus, że prawdziwe, duże pieniądze – jeżeli się pojawią – to dopiero gdy nadejdzie formalne zakończenie wojny lub okres stabilizacji czy rozejmu. Wcześniej to będą raczej pieniądze pomocowe lub linie kredytowe na podtrzymanie działalności biznesu niż na duże inwestycje. Szczególnie prywatne pieniądze.

Pieniądze pomocowe, mamy nadzieję, będą napływać wcześniej, choćby po to, by odbudowywać infrastrukturę energetyczną – bo bez niej Ukraina może nie przetrwać.

Polska nie jest jedynym krajem zainteresowanym wejściem do Ukrainy. Czy inne kraje europejskie proponują jakieś ciekawe rozwiązania wsparcia?

Naszą konkurencją tradycyjnie są Niemcy, Francja, Wielka Brytania, Włochy – tam instytucje mają podobne instrumenty jak my. Każdy ma swój bank rozwoju podobny do BGK. Myślę, że decydująca będzie szybkość wprowadzenie i dostępność tych instrumentów oraz łatwość ich uzyskania przez firmy lub instytucje finansujące.

Jacek Szugajew

Bankowiec, od 2018 r. w zarządzie Kredobanku, od kwietnia 2020 r. na fotelu prezesa. Wcześniej ponad trzy lata (2015–2018) spędził w BGK, gdzie m.in. pełnił rolę dyrektora zarządzającego. Wcześniej zasiadał w zarządzie m.in. Rabobanku (2004–2014) oraz ABN Amro i Citibanku. Magister Uniwersytetu Sztokholmskiego w dziedzinie bankowości i finansów.

Organizatorzy jednej z konferencji ekonomicznych nazwali pana kryzysowym top menedżerem: zarządzał pan Kredobankiem głównie w czasach kryzysu, pandemii i teraz wojny. I Kredobank, mimo trudnego czasu, radzi sobie dobrze. Otwiera nowe placówki, wznowił pracę w Chersoniu po zakończeniu walk, przystąpił do sieci Power Banking, która gwarantuje dostęp do usług w warunkach blackoutu. Jak to jest: działać w strefie walk w Europie?

To raczej tylko się tak złożyło, że na mój okres pracy w Ukrainie nałożył się najpierw covid, a potem wojna. W takich warunkach przyszło nam sobie radzić.

Pozostało 94% artykułu
Banki
Frankowa kontrofensywa banków. Nie warto jej lekceważyć
Banki
Bank Pekao SA z ofertą EKO kredytu mieszkaniowego
Banki
Czy polskie banki chcą brać udział w odbudowie Ukrainy? Oto wyniki badań
Banki
Część członków RPP kruszeje w sprawie wiosennych obniżek stóp procentowych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Banki
Ostatni wielki rosyjski bank państwowy zostanie odcięty od zachodnich rynków