Kolejne floty kurierów na rowerach i skuterach wjeżdżają nad Wisłę. Po hiszpańskim Glovo, portugalskim Swyft, francuskim Stuart, niemieckim Jokr czy fińskim Wolt z ekspansją na naszym raczkującym wciąż rynku dostaw błyskawicznych wkrótce ruszą kolejni gracze – Gorillas i Grovy. Analitycy wskazują, że popyt na usługi q-commerce (skrót od ang. quick commerce, czyli szybki handel) rośnie jak szalony, a trend tylko ma się nasilać.
Sprzyja demografia
O skali biznesu związanego z dostawami w 10–15 minut od zamówienia niech świadczy fakt, że zainteresowanie usługami Glovo rośnie w tempie 300 proc. rocznie, a inwestycje w startupy q-commerce stały się magnesem dla inwestorów.
Gorillas, który powstał w maju 2020 r. w Berlinie, tylko w ostatniej rundzie finansowania zebrał blisko 1 mld dol. Jokr ledwie w trzy miesiące od startu pozyskał 170 mln dol., m.in. od SoftBanku czy Market One Capital. – Zainwestowaliśmy w Jokr w I połowie br. po blisko dwuletniej obserwacji tej kategorii startupów – mówi Marcin Kurek z Market One Capital.
Jak tłumaczy, Jokr pokazał, że działa dynamicznie. – W ciągu kilku tygodni od startu w naszym kraju jego dark stores (lokalne małe magazyny, z których dowożone są zamówienia – red.) objęły zasięgiem dostaw kolejne dzielnice Warszawy – wskazuje. I podkreśla, że inwestycje w ekspresowe dostawy produktów spożywczych i chemii domowej mają duży potencjał, gdyż w ostatnich latach rośnie odsetek kupujących przez internet produkty z tej kategorii, a szybkość dostawy jest jednym z kluczowych czynników skłaniających do zakupów online.
Dynamiczny rozwój q-commerce nie dziwi Macieja Krausa, partnera w Movens Capital. Jak zauważa, to odpowiedź na nieustanny deficyt czasu, z jakim musi mierzyć się dzisiejszy konsument. – W związku z tym coraz częściej jesteśmy skłonni płacić za wygodę i oszczędność nawet kilkunastu minut – zaznacza.