Przesłanie jest od kilku dni jasne: za wystrzeliwanie masy rakiet w kierunku Izraela Hamas zapłaci wysoką cenę. Odwet potrwa. Armia jest przygotowana na ewentualny rozkaz wkroczenia. Bo naloty na Strefę Gazy mogą nie wystarczyć do powstrzymania ataków rakietowych.
Jak uważa były szef Mossadu Efraim Halevy, jeżeli dowódcy i rząd uznają, że wkroczenie jest konieczne, to w strategicznych miejscach na terytorium Izraela są odpowiednie siły zbrojne, by to wykonać.
Halevy, z którym „Rzeczpospolita" rozmawiała w nocy ze środy na czwartek, podkreśla, że Izrael nie myśli w tej chwili o odsunięciu Hamasu od władzy.
– Taki plan zniszczenia reżimu Hamasu w Gazie może się oczywiście pojawić. Ale wymagałoby to poniesienia wielkiej ceny wejścia do Strefy. Po obaleniu Hamasu to Izrael musiałby przejąć odpowiedzialność za los ponad 2 mln Palestyńczyków, zapewnienia im wyżywienia, wody itd. Nie słyszę o decyzji, by tak zrobić – dodaje Halevy. Wieloletni pracownik wywiadu i jego szef w latach 1998–2002 przez wiele lat opowiadał się za tym, żeby Izrael w celu długofalowego rozwiązania konfliktu z Palestyńczykami rozpoczął bezpośrednie rozmowy z Hamasem. Czego dotychczas nie robił, wychodząc z założenia, że z terrorystami się nie siada do stołu negocjacyjnego. – Oczywiście teraz, przy tej intensywności konfliktu, nie podnoszę tej kwestii – mówi Halevy.
Coraz trudniejsze wojny
Izraelscy stratedzy przed ewentualnym rozpoczęciem regularnej wojny w Gazie zapewne analizują poprzednie.