Ołena Zełenska: Mój mąż zawsze taki był

Jest człowiekiem, który nigdy nie zawiedzie. Który będzie trwał do końca. Po prostu teraz cały świat dostrzegł to, co wcześniej być może nie było dla wszystkich jasne – mówi „Rzeczpospolitej” pierwsza dama Ukrainy Ołena Zełenska.

Publikacja: 28.04.2022 21:00

Ołena Zełenska jest pisarką i autorką scenariuszy, a z wykształcenia architektem

Ołena Zełenska jest pisarką i autorką scenariuszy, a z wykształcenia architektem

Foto: Anton Kulakovskyi/Biuro Prezydenta Ukrainy

Już trzy miliony Ukraińców przekroczyły polską granicę, uciekając przed wojną. To głównie dzieci i kobiety. Chciałaby pani im coś przekazać?

Żałuję, że nie mogę objąć każdej z nich. Łatwo sobie wyobrazić, jaką trudną drogę przeszły, uciekając z piwnic czy schronów w Mariupolu, spod ostrzału z Charkowa, z okupowanej Kijowszczyzny, a nawet ze Lwowa czy z Odessy, które również znalazły się pod ostrzałem rosyjskich rakiet (obecnie w Ukrainie właściwie nie ma bezpiecznego miejsca). Wyobrażam sobie, jak trudno jest zostawić dom, z którym związane są plany i wspomnienia, miasto, w którym wszystko znasz, ulicę, którą codziennie chodzisz. Jak trudno jest wytłumaczyć dzieciom, że one też muszą to wszystko zostawić, że teraz przez długi czas nie będą miały nic swojego, wszystkiego tego, do czego są przyzwyczajone i co kochają.

Jestem przekonana, że Rosjanie chcą nas zniszczyć. Chcą dokonać ludobójstwa.

Ołena Zełenska

Jednocześnie nie mogę nie wspomnieć o radości, że są już bezpieczne. Bardzo się cieszę i jestem wdzięczna, że Polacy robią wszystko, żeby te kobiety i dzieci znowu zaczęły się uśmiechać i żeby stopniowo zaczęły się czuć jak w domu. Bardzo dobrze, że znalazły się właśnie w Polsce, która jest prawdziwie bratnim krajem, która nasz ból potraktowała jak własny.

Jestem pewna, że Ukrainki myślą tak samo, że są wam bardzo wdzięczne.

Jednocześnie nie mogą się doczekać najważniejszej wiadomości – że zwyciężyliśmy i że mogą już wrócić do domu. Będę szczęśliwa, kiedy pewnego dnia – oby jak najszybciej – będę mogła im to przekazać.

Jak po dwóch miesiącach wojny wygląda plan dnia pierwszej damy Ukrainy?

Oczywiście wojna całkowicie wszystko zmieniła, w tym też nasze życie.

Od 24 lutego widuję mojego męża tak samo jak państwo – w telewizji oraz na nagraniach wideo jego przemówień. A to dlatego, że od tego momentu zamieszkał on przy ulicy Bankowej [w Kijowie – red.], w swoim miejscu pracy.

Dzieci są ze mną, ale oczywiście nasz rozkład dnia również uległ zasadniczym zmianom. Nie robimy żadnych planów na weekendy czy czas wolny. Na wojnie nie ma dni wolnych od pracy i czasu wolnego. Często nie wiesz nawet, jaki jest dzień tygodnia. Jest tylko to, co dzisiaj, to, co trzeba zrobić. Dzieci na przykład muszą się uczyć, oczywiście zdalnie. To wymaga mobilizacji, zajmuje ich uwagę i wreszcie – pokazuje, że wojna jest czymś, co się kończy, a wiedza zawsze będzie miała wartość. Pomagam więc młodszemu dziecku w odrabianiu lekcji.

I oczywiście w dalszym ciągu pracuję ze swoim biurem. Dzięki zorganizowanemu z mojej inicjatywy w ubiegłym roku szczytowi pierwszych dam i dżentelmenów świata nasza grupa aktywnie pomaga Ukraińcom za granicą. Wspólnie z pierwszymi damami, rządami poszczególnych krajów, aktywistami i wolontariuszami organizujemy ewakuację dzieci chorych i osieroconych za granicę, w bezpieczne miejsca. Nawiasem mówiąc, istotną rolę odgrywa tu Polska, przez którą przebiega ta „droga życia” dla ukraińskich dzieci.

W Chełmie znajduje się klinika Unicorn, założona dla ukraińskich dzieci ze schorzeniami onkologicznymi, które ewakuujemy z różnych miast Ukrainy, ze znajdujących się pod ostrzałem szpitali. Docierają tam one pod opieką specjalnych międzynarodowych zespołów medycznych. Polska wzięła na swoje barki największy wysiłek – a to dlatego, że najpierw te wszystkie dzieci trafiają właśnie tam (na chwilę obecną jest to ponad 400 małych pacjentów wraz z bliskimi), a później są kierowane do klinik w innych krajach europejskich, USA i Kanadzie. Dziękuję pierwszej parze Rzeczypospolitej Polskiej, pełnym poświęcenia polskim lekarzom, wolontariuszom oraz wszystkim osobom zaangażowanym w te działania. Ofiarowujecie państwo dzieciom jednocześnie zdrowie i pokój.

Wspólnie z Ukraińskim Instytutem Książki, MSZ i Ministerstwem Kultury zapoczątkowaliśmy też duży projekt kulturalny – ukraińska książka dla ukraińskich dzieci, które były zmuszone opuścić swój kraj z powodu wojny. Ukraińskie rodziny wyjeżdżały, zabierając ze sobą minimalną ilość rzeczy, bo liczyły, że wrócą do domu już za kilka dni.

To, co rosyjskie wojska robią w Ukrainie, prowadzi wprost do wniosku, że Rosjanie dążą do całkowitego unicestwienia Ukraińców.

Ołena Zełenska

Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego RP już przyznało środki na druk 80 tysięcy ukraińskich książek dla ukraińskich dzieci, które w Polsce znalazły schronienie przed wojną. Zostaną one wydrukowane i wraz z 40 tysiącami innych wydawnictw zebranych w ramach projektu „Książki bez granic” będą dystrybuowane przez polski Instytut Książki. Mam nadzieję, że wkrótce w ręce ukraińskich dzieci trafią tytuły ukraińskiej literatury dziecięcej.

Właśnie tym teraz żyję. A poza tym działam na polu informacyjnym. Próbuję docierać do innych z prawdziwym przekazem dotyczącym wojny w Ukrainie poprzez apele i wywiady (w tym ten, którego udzielam państwa gazecie), poprzez koncerty i inne przedsięwzięcia mające na celu wsparcie Ukrainy. Niedawno w Berlinie i Oslo odbyły się takie wyjątkowe wydarzenia, a zgromadzone dzięki nim środki zostaną przekazane na pomoc humanitarną dla Ukrainy.

Rozpoczęłam też pomoc rodzinnym domom dziecka w Ukrainie, na terenach wyzwolonych przez armię ukraińską – one potrzebują wszystkiego, od artykułów spożywczych po rozmaite wyposażenie.

Wojna to też czas, kiedy, moim zdaniem, ważna jest komunikacja – mówienie o tym, co bolesne i co można zrobić, żeby pomóc. Teraz wszyscy rozmawiamy ze sobą o tym, co najważniejsze. I to też prowadzi do naszego zwycięstwa – w wymiarze psychologicznym.

Pamięta pani, co mąż powiedział, gdy Rosja zaatakowała?

To była lakoniczna wymiana zdań. Kiedy obudziliśmy się wcześnie rano, po pierwszych wybuchach, on już był ubrany. Powiedział tylko: „zaczęło się”, i pojechał.

Która pierwsza dama pierwsza do pani zadzwoniła po rozpoczęciu wojny?

W sierpniu 2021 r. (na dzień przed obchodami 30-lecia naszej niepodległości) odbył się w Kijowie pierwszy szczyt pierwszych dam i dżentelmenów świata. Wystąpiłam z inicjatywą organizacji takiego szczytu jako organizacji tzw. soft power, która będzie przemawiała do świata poprzez kulturę, oświatę, integrację społeczną. Często małżonkowie głów państw pozostają w cieniu, oceniani przez pryzmat swojego wyglądu i ubioru, chociaż przecież wiele pierwszych dam angażuje się w działania społeczne i humanitarne i realizuje wiele rozmaitych projektów w swoich krajach.

Po rozpoczęciu wojny doświadczyłam tego, że nasza grupa to nie tylko znajomi, ale prawdziwi przyjaciele. Przyjaciele, którzy śpieszą z pomocą, słowem – opowiadając prawdę o wojnie w Ukrainie, i czynem – przyjmując naszych uchodźców i organizując pomoc humanitarną.

Zawsze wiedziałam, że mamy moc, ale dopiero w tych tragicznych okolicznościach zrozumiałam i odczułam, jak ona jest wielka.

Pierwszego dnia wojny otrzymałam kilka wiadomości, nie tyle od koleżanek, ile od bliskich przyjaciółek: od Amelii – małżonki przewodniczącego Rady Europejskiej Charles’a Michela; od Diany Nausėdienė – pierwszej damy Litwy; od Andry Levite – pierwszej damy Łotwy. To były pierwsze słowa wsparcia i solidarności. A po kilku dniach i tygodniach tych listów od pierwszych dam było jeszcze o wiele więcej i stały się one zalążkiem ścisłej współpracy w tych nader trudnych dla mojego kraju czasach.

Czy wojna zmieniła pani męża?

Z jakiegoś powodu często słyszę to pytanie. Ale wojna go nie zmieniła! Musicie państwo zrozumieć, że on zawsze taki był. Był człowiekiem, na którym można polegać. Człowiekiem, który nigdy nie zawiedzie. Który będzie trwał do końca. Po prostu teraz cały świat dostrzegł to, co wcześniej być może nie było dla wszystkich jasne.

Współtworzyła pani scenariusze występów dla studia „Kwartał 95”, którym kierował Wołodymyr Zełenski. Kiedy został prezydentem, pani wystąpiła z wieloma inicjatywami w dziedzinie kultury, edukacji, reform społecznych oraz inicjatyw ustawodawczych. A co teraz, w czasie wojny, doradziłaby pani swojemu mężowi?

To pytanie też często słyszę. Uważam jednak, że każdy ma swój zakres odpowiedzialności. Nie sądzę, żeby prezydent jakiegokolwiek kraju potrzebował porad swojej rodziny.

Co, pani zdaniem, chce osiągnąć w Ukrainie Władimir Putin? Jaki jest cel jego agresji?

Jeśli prześledzicie państwo rosyjskie oświadczenia i to, jak zmieniały się, począwszy od 24 lutego, zauważycie, że przekaz ten ciągle ewoluuje. To prowadzi do wniosku, że albo ich plany nieustannie się zmieniają, albo nie działają oni w sposób logiczny.

Ale ja nie oceniam ich na podstawie deklaracji, tylko na podstawie czynów. I wszystkim radzę robić tak samo. A to, co rosyjskie wojska robią w Ukrainie, prowadzi wprost do wniosku, że Rosjanie dążą do całkowitego unicestwienia Ukraińców. I to jest ich prawdziwy cel. Taki wniosek nasuwa mi się, kiedy widzę zniszczenia Mariupola, z którego nie umożliwiono nawet bezpiecznej ewakuacji korytarzami humanitarnymi, kiedy widzę bombardowanie budynków mieszkalnych w Charkowie, Czernihowie, Odessie, zniszczony rosyjskim pociskiem rakietowym dworzec w Kramatorsku, gdzie zginęło ponad 50 osób, które próbowały wyjechać do spokojniejszych, mniej zagrożonych miejsc w Ukrainie… No i rzecz jasna dochodzę do tego wniosku po zbrodniach wojennych popełnionych przez Rosjan na Kijowszczyźnie, gdzie w dalszym ciągu odkrywamy masowe groby pomordowanych, rozstrzelanych mieszkańców niebiorących udziału w walkach, kobiet i dzieci.

Tak, jestem przekonana, że Rosjanie chcą nas zniszczyć. Chcą dokonać ludobójstwa. I nie ma najmniejszego znaczenia, co mówią, bo ich słowa rozmijają się z czynami.

A czy ma pani jakieś przesłanie do matek, żon i sióstr rosyjskich żołnierzy?

Nie mam im już nic do powiedzenia, bo nic do nich nie dociera. Przez te dwa miesiące, kiedy ich synowie giną na Ukrainie jako zbrodniarze i okupanci, miały czas, żeby określić swoje stanowisko. Skoro takiej deklaracji brak, skoro trumny nie przekonują ich, że coś tu jest nie tak – nie mam im nic do powiedzenia.

Wywiad przeprowadzono zdalnie
— tłum. Iwan Kozłowski

Już trzy miliony Ukraińców przekroczyły polską granicę, uciekając przed wojną. To głównie dzieci i kobiety. Chciałaby pani im coś przekazać?

Żałuję, że nie mogę objąć każdej z nich. Łatwo sobie wyobrazić, jaką trudną drogę przeszły, uciekając z piwnic czy schronów w Mariupolu, spod ostrzału z Charkowa, z okupowanej Kijowszczyzny, a nawet ze Lwowa czy z Odessy, które również znalazły się pod ostrzałem rosyjskich rakiet (obecnie w Ukrainie właściwie nie ma bezpiecznego miejsca). Wyobrażam sobie, jak trudno jest zostawić dom, z którym związane są plany i wspomnienia, miasto, w którym wszystko znasz, ulicę, którą codziennie chodzisz. Jak trudno jest wytłumaczyć dzieciom, że one też muszą to wszystko zostawić, że teraz przez długi czas nie będą miały nic swojego, wszystkiego tego, do czego są przyzwyczajone i co kochają.

Pozostało 91% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1002
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1001
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1000
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 999
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 997