Ale na Węgrzech….
Węgrzy się umówili, ale tam jest ordynacja mieszana, więcej mandatów wybieranych jest większościowo niż proporcjonalnie. Element większościowy skłania do zawierania nawet trudnych koalicji. Z kolei Czesi zawarli koalicję przy ordynacji proporcjonalnej, ale tam partie mają w pamięci wcześniejsze koalicje, które nie były toksyczne. W Polsce mamy koalicje toksyczne.
Konkretów w sprawie wspólnej listy możemy się spodziewać najwcześniej na przełomie 2022 i 2023 roku.
Dlaczego nie wcześniej?
W większości przypadków moment zwrotny w relacjach między władzą a opozycją następował w trzecim roku kadencji. Albo na władzę coś spadło, albo po stronie opozycji coś się urodziło. W przypadku końca władzy SLD w trzecim roku kadencji pojawiło się przekonanie, że jak będzie rząd tworzony przez opozycję, to będzie rząd PiS–PO i nie ma wobec tego alternatywy.
Ambitnego polityka, jakim jest Donald Tusk, może taka perspektywa przerazić, dlatego wybierze bezpieczniejszy wariant i zostanie kingmakerem, w polskich realiach twórcą nowego premiera
W przypadku końca rządów PO to też był trzeci rok drugiej kadencji. Obawiam się, że jeśli PO podtrzyma kurs na wspólną listę i premiera Tuska, co oznacza brak współpracy na opozycji albo odwleczenie decyzji o wspólnej liście, to PiS ma szansę o tyle nie wygrać, co nie przegrać wyborów. Tak się stanie, jeżeli filary konstytucji realnej, takie jak Unia Europejska i inflacja, nie zostaną połamane i sytuacja się uspokoi, np. inflacją jesienią rzeczywiście spadnie, a z Unią Europejską zostanie zawarty, kulawy bo kulawy, ale kompromis.
PiS straci wyborców na rzecz opozycji?
Taka strata w ogóle nie wchodzi w rachubę. PiS może stracić tych wyborców, którzy odpłyną od niego w stronę wyborców niegłosujących. Te 3–6 proc. takich wyborców nie odpłynie, jeśli będą mieli powody, żeby bać się także opozycji.
A dlaczego?
Od 2004 r., czyli ostatecznego sklejenia z Zachodem do teraz, Polacy nie mieli za bardzo czego się bać. Obecnie mamy przekroczoną sumę wszystkich strachów. Pandemia, inflacja, odklejenie od Zachodu, wojna... W którąkolwiek stronę człowiek spojrzy, należy się bać. Z punktu widzenia obywatela takiego kraju jak Polska to rzeczywiście przypomina najgroźniejsze czasy. Jeżeli mamy do czynienia z taką sytuacją, to jakie są podstawowe wymagania pod adresem władzy? Aby była i była w stanie podejmować jakiekolwiek decyzje. Wiemy, co nam oferuje PiS. Dla tych wyborców, którzy się boją, PiS jest bezpieczniejszy niż anty-PiS.
Ale jeżeli spojrzeć na opozycję, to jak wyglądałby rząd?
W ogóle by nie wyglądał. Co do PiS, to wiemy, że Jarosław Kaczyński wskazałby jakiegoś premiera, będą się tam kłócić, ale na końcu jakiś premier będzie, jakiś minister obrony. Po stronie opozycji miazga i piasek. W sytuacji, gdzie z każdej strony mamy potężnego stracha, to nie jest dobra rekomendacja.
Co jest rozwiązaniem problemu opozycji?
Wspólny kandydat na premiera zgłoszony teraz w trybie konstruktywnego wotum nieufności. Miałby on trzy podstawowe zalety. Po pierwsze, sygnalizowałby, że opozycja to nie jest miazga i piasek, tylko coś w miarę zdolnego do politycznej integracji. Wtedy władza PiS przestałaby być bezalternatywna. W bardzo szybkim tempie to zaplecze sondażowe spadłoby do 30 proc. lub niżej. Drugą zaletą posiadania wspólnego kandydata na premiera jest brak potrzeby posiadania jednej listy opozycji. Trzeba tylko powiedzieć, że ten premier będzie czynnikiem rozstrzygającym sporym pod stronie opozycyjnej. Póki nie ma wspólnego kandydata na premiera, wybory rozstrzygają o stosunku sił po stronie opozycyjnej.
To gra o sumie zerowej. Odnosi się to do wszystkich partii opozycyjnych.
Realnie to przeradza się w grę o sumie ujemnej, bo ostatecznie wszyscy będą mieli gorzej. Wspólny kandydat na premiera może zmienić relacje między partiami opozycyjnymi, które mogą zacząć toczyć uczciwą, nietoksyczną walkę o istotne dla siebie kwestie programowe. Nie łagodząc kantów, ale pozbywając się toksyn. W polityce czym innym są naostrzone noże, a noże przedstawiane jako tępe, ale pokryte tak naprawdę trucizną. To by zasadniczo zmieniało relacje.
A jeśli plan ze wspólnym premierem nie powiedzie się?
Jest ryzyko, że po wyborach wszystkie partie opozycyjne, z Tuskiem na czele, wylądują na śmietniku historii, bo albo PiS będzie w stanie stworzyć rząd na trzecią kadencję, albo przynajmniej będzie miał możliwość zablokowania rządu opozycyjnego.
Ambitnego polityka, jakim jest Donald Tusk, może taka perspektywa przerazić, dlatego wybierze bezpieczniejszy wariant i zostanie kingmakerem, w polskich realiach twórcą nowego premiera. Sądzę, że decyzje będzie podejmował w ciągu najbliższych paru miesięcy.
Jedna lista może powstać, ale moim zdaniem ryzyko, że PiS-owi się upiecze, jest przy tej koncepcji o wiele większe.
- współpraca Przemysław Malinowski