Atak dwóch dronów na główny budynek rosyjskich władz w nocy z 2 na 3 maja to pierwsze tego typu wydarzenie w Rosji, odkąd latem 1941 roku Niemcy zbombardowali Moskwę. Rosyjskie władze „o zamach na prezydenta” oskarżają Ukrainę i Stany Zjednoczone, zapowiadają też odwet.
Ukraina nie przyznaje się do ataku, a eksperci z Instytutu Badań nad Wojną nie wykluczają, że akcję mogły zorganizować rosyjskie służby. Po to, by w ten sposób zmobilizować rodaków do wojny z Ukraińcami na większą skalę. Zwłaszcza w obliczu nadchodzącej ofensywy armii ukraińskiej.
Czytaj więcej
Drony atakują Kreml, dywersanci wysadzają pociągi, eksplodują rosyjskie magazyny z paliwem i rafinerie. A Ukraina niedługo ruszy z kontrofensywą.
– To ogromny cios w Rosję. To zdarzenie, które w teorii prognozowania jest nazywane „czarnym łabędziem”. Niewielki wybuch, który wywołuje ogromny efekt strategiczny. I nie jesteśmy w stanie obliczyć jego skutków – mówi „Rzeczpospolitej” Ołeksij Melnyk, ekspert bezpieczeństwa międzynarodowego z kijowskiego Centrum Razumkowa. – Jeszcze nie możemy nazwać tego wojną światową na wzór tych, które świat przeżywał w XX wieku, ale to już nie jest wojna wyłącznie rosyjsko-ukraińska. Większość państw zaangażowała się w ten konflikt po stronie Ukrainy lub po stronie Rosji – twierdzi czołowy ukraiński ekspert.
Niezależny rosyjski portal gulagu.net (ujawnił wcześniej wiele afer kompromitujących władze), powołując się na własne źródła, poinformował, że w kilku bazach lotniczych w Rosji w stan gotowości bojowej postawiono bombowce Tu-22M zdolne do przenoszenia taktycznej broni jądrowej. Ich celem, jak wynika z tych doniesień, mają być budynki rządowe w Kijowie.